Warto słuchać głosu Kościoła

Współczesne państwa demokracji liberalnej z zasady odcinają się powoli od wszelkich zasad i wartości. Tworzone przez nie prawa mają być – w założeniu – pragmatyczne i odpowiadać na zapotrzebowanie społeczne

Publikacja: 10.04.2013 11:31

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Kiedy ustawodawca dojdzie do wniosku, że społeczeństwo zmieniło zdanie (i na przykład woli spokój względny dobrobyt „tu i teraz" zamiast w miarę przyzwoitej emerytury w dalekiej przyszłości), zmienia zasady gry – na przykład zlikwiduje otwarte fundusze emerytalne, żeby naszymi oszczędnościami zasilić budżet.

O ile jednak dzięki likwidacji OFE w najgorszym przypadku skutek decyzji rządu i parlamentu będzie wyłącznie finansowy (cóż strasznego: po prostu za parę lat więcej starszych ludzi będzie trafiać do przytułków), to bywają kwestie, które wymagają mniejszej niefrasobliwości przy tworzeniu prawa.

Takie jak in vitro. Takie, w których chodzi o kształt człowieczeństwa, o niepodejmowanie działań, których efekty są dziś nieprzewidywalne,  a mogą przyczynić się – powiedzmy to wprost - do destrukcji ludzkiej społeczności.

W sprawie in vitro spór ekspertów trwa. Swoich ekspertów mają liberałowie, ich fundacje, ich gazety, ich politycy – wielkie lobby działające na rzecz przemysłu in vitro. Swoich ekspertów ma też Kościół, który wczoraj wypowiedział się w tej sprawie.

Jak zawsze: warto słuchać jednych i drugich. Nie wolno lekceważyć głosu katolickich hierarchów. Bo w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego to lobby in vitro używa dziś argumentów ideologicznych, twierdząc, że wszystko jest w ręku człowieka, że najważniejszy jest postęp, że nie warto słuchać sceptyków.

Kościół jest dziś instytucją ze wszech miar pragmatyczną i kompetentną. Największym na świecie think tankiem w sprawach typu in vitro – korzystającym z kompetentnych ekspertów w dziedzinie genetyki, medycyny, spraw społecznych. Do najważniejszych jego argumentów nie należy – jak insynuują niektóre liberalne gazety – opowiadanie o diable, ale pokazywanie zagrożeń czysto naukowych.

A o nich warto słuchać. Przed paroma tygodniami w weekendowym dodatku „Rzeczpospolitej" Plusie Minusie opublikowaliśmy wywiad z prof. Stanisławem Cebratem, genetykiem, szefem Zakładu Genomiki Uniwersytetu Wrocławskiego. Profesor powiedział wprost:  stosując in vitro narażamy życie całej populacji. Warto o takich głosach pamiętać, bo w sprawie in vitro – w odróżnieniu od kwestii takich jak OFE – za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat może być za późno.

Kiedy ustawodawca dojdzie do wniosku, że społeczeństwo zmieniło zdanie (i na przykład woli spokój względny dobrobyt „tu i teraz" zamiast w miarę przyzwoitej emerytury w dalekiej przyszłości), zmienia zasady gry – na przykład zlikwiduje otwarte fundusze emerytalne, żeby naszymi oszczędnościami zasilić budżet.

O ile jednak dzięki likwidacji OFE w najgorszym przypadku skutek decyzji rządu i parlamentu będzie wyłącznie finansowy (cóż strasznego: po prostu za parę lat więcej starszych ludzi będzie trafiać do przytułków), to bywają kwestie, które wymagają mniejszej niefrasobliwości przy tworzeniu prawa.

Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem