Remis jest kiepskim wynikiem. Jeśli chcemy awansować do finałów mistrzostw Europy, nie możemy tracić punktów na własnym boisku.
O ile w spotkaniu z Niemcami Polacy koncentrowali się wyłącznie na przeszkadzaniu przeciwnikowi i wyprowadzaniu kontr, o tyle z inaczej grającymi Szkotami należało konstruować akcje ofensywne. Przeszkadzanie jest dużo łatwiejsze, żeby zaatakować bramkę przeciwnika, trzeba większych umiejętności. Wydawało się, że trener Adam Nawałka o tym wie. Wystawienie w pomocy Krzysztofa Mączyńskiego świadczyło o tym, że nie bardzo. Mączyński nie dorósł do reprezentacji, o czym wiadomo nie od dziś. To, że strzelił bramkę z podania szkockiego obrońcy, to niewielka zasługa. On miał przede wszystkim konstruować akcje, a głównie tracił piłkę.
O ile po nim nie oczekiwałem niczego, o tyle grający obok Grzegorz Krychowiak bardzo zawiódł. Dobry w Sewilli, w reprezentacji zagrał słabo i z Niemcami, i ze Szkocją. Nie miał kto przytrzymać piłki, podać do napastników, więc nic dziwnego, że w pierwszej połowie Polacy nie oddali ani jednego strzału (z wyjątkiem gola-prezentu). Znowu zagubiony był Robert Lewandowski (fakt, że mocno kopnięty na początku gry), który pierwszy i jedyny groźny strzał oddał dopiero w 79. minucie.
Zamiana Macieja Rybusa na Waldemara Sobotę nic nie dała. Obydwaj są żenująco słabi, podobnie jak Kamil Grosicki, który może błyszczeć na tle obrońców Gibraltaru. Żaden z nich nie nadaje się do gry w reprezentacji, o jakiej marzymy, i wiadomo o tym nie od dziś.
Trener trzyma się tych samych zawodników, jakby nie widział ich wad. Skoro gołym okiem widać słabość całej trójki bocznych pomocników, dlaczego wypuścił na boisko Michała Żyrę dopiero na dwie ostatnie minuty? Dlaczego nie wprowadził od początku Sebastiana Mili. Tylko on w tym towarzystwie wie, co zrobić z piłką, i to nieprawda, że nie ma sił na 90 minut. Kiedy wszedł, przeprowadził najładniejszą akcję meczu, po której o mało nie padła bramka. I mimo 32 lat walczył z większym zapałem niż niejeden jego partner.