„Polskie internauci przeżywajom tragedie – dwóm dziewczynkom uciekła świnka morska” – włączasz ojczystą Telewizję Nius i masz nius. Świetny na okoliczność, gdy wyłazi na wierzch, że szpicę państwa latami oplata ruski informatyk, a marszałek wije się w opałach jak Piekarski na mękach.
Obrażeni frajerzy spadli więc z medialnych serwisów. Minister rolnictwa stracił tym samym szansę zapisania się na kartach historii językoznawstwa, na którego spolegliwych ekspertów zawsze można liczyć. Frajerzy napaleni bez wzajemności na ruskich smakoszy zamiast utylizować płody rolne, jak po dobroci radził minister, zostali więc frajerami już na zawsze. Ech, nazywanie prezydenta chamem przez chama, obrzucenie papieża przez szmatę „cha”, czyli tym, o czym wspominał minister w porzekadle o „de” w kamieniach, to był jednak prawdziwy cymes regionalny. Słowa „cham” oraz „cha”, dzięki spolegliwym ekspertom, szczycą się certyfikatami miejscowego sądownictwa, jako normalne pojęcia dyskursu politycznego. Na naszym dnie szmata brzmi dumnie, ale już nazwanie starej komuszki starą komuszką oznaczać może ryzyko publicznej chłosty.
Patrioci gotowi wziąć los kraju w swoje ręce jeszcze pięć dni mogą wybierać w internetowym plebiscycie nowy herb państwa, niby tylko logotyp. Sprężynę, sprężynę, albo sprężynę. Jest to myk częściowo tak zręczny, jak sejmowe postulaty chama patologicznie zafiksowanego na byłego prezydenta kręcące się wokół fortelu, by prawa wyborcze dać najmłodszym palaczom zioła. Drugi tydzień konsultacji leci szybko, a nawet najgłupszy, nieletni internauta może być w końcu Polakiem oraz narodem jednocześnie i konsultacje gotowe.
Sposobem ruskich serwerów, które od lat konotują na nasz temat wszystko, choć my o nich dotąd nie wiemy nic, lobby uzurpatorów gotowało dla nas to logo od niemal dwóch lat. Preparowaniu nowej tożsamości ludowej patronuje Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Grupę inicjatywną tej hucpy tworzą niszowe „środowiska biznesowe zrzeszone w Stowarzyszeniu Komunikacji Marketingowej SAR, Krajowej Izbie Gospodarczej, Konfederacji Lewiatan oraz w Stowarzyszeniu Pracodawcy RP” – jak podaje portal TVN 24. Gdyby przynajmniej państwo wsparło w podobnej, ryzykownej inicjatywie środowiska historyczne, heraldyczne, naukowe, lub inne o jakiejkolwiek legitymacji upoważniającej do podejmowania akcji w imieniu całego narodu i jego historii, rzecz nie byłaby jednak aż tak odrażająca.
„Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR jest od wielu lat organizatorem konkursów i konferencji, wyznaczających standardy w branży reklamowej” – chwali się na swej stronie SAR. Rozumiem, że chodzi o działalność, której standardy pozwalają na kpinę z idioty Polaka niegodnego cudów z Media Marktu oraz pogardę dla języka nieuczonych tubylców, jak, dajmy na to, w namolnej reklamie Vanisha o dzieciach, które bawią się „na dworzu”. Na szkodliwość rynku reklam farmaceutycznych i przekraczanie tabu, a zwłaszcza na obrócenie w gruzy wizerunku kobiet obarczonych ponoć licznymi dysfunkcjami i chorobami z brudu wszystkich układów – z moczowym i rozrodczym na czele. Na panoszenie się nieetycznych, kłamliwych sugestii w reklamach przemysłu ubezpieczeniowego i pogrzebowego. Reklamowy proceder jest sprawną maszyną zysku, ale nie może być kanwą ani katedrą inżynierii wytyczania państwowych ścieżek dla narodu, ni determinantą marki „Polska”.