Ireneusz Krzemiński: Rząd stosuje te same zasady przy obsadzaniu stanowisk, co PiS

Gdy pojawia się problem mianowania niepartyjnego, acz wybitnego specjalisty na odpowiedzialne stanowisko, to nacisk dawnych, demokratycznych (a jakże!) partyjnych autorytetów na nowo wybranych decydentów bywa tak silny, że następuje zmiana decyzji

Publikacja: 10.09.2024 15:52

Ireneusz Krzemiński: Rząd stosuje te same zasady przy obsadzaniu stanowisk, co PiS

Foto: AdobeStock

Jednym z najważniejszych oczekiwań, jakie wiązały się z wygraną demokratycznych partii w wyborach październikowych, był powrót zasady kompetencji i racjonalności działania wszelkich kierowników i zarządców w instytucjach publicznych. W dodatku – działania w porozumieniu z pracownikami, w prawdziwej dyskusji z nimi i z szacunkiem do nich. Było to głębokie pragnienie po latach chamstwa, prostactwa, uderzającej niekompetencji ludzi na stanowiskach w systemie stworzonym przez PiS. W dodatku – jak się dowiedzieliśmy – ci ludzie na stanowiskach dbali o siebie i o swych bliskich, zatrudnianych w podległych sobie urzędach, po prostu okradając nas, obywateli. Lecz gdy spojrzeć na to, co się dzieje obecnie w Polsce, trzeba zadać sobie pytanie: czy oczekiwania się spełniają, czy raczej nie?

Czytaj więcej

Spór o Biełsat – czy rząd macha ręką na to, co się dzieje na Białorusi?

Obóz rządzący tak samo jak PiS obsadza stanowiska swoimi ludźmi

I jako obywatel, i jako socjolog muszę odpowiedzieć: NIE. Po pierwsze, jak dowiaduję się i jak mogłem zaobserwować w niektórych samorządach terytorialnych, to teraz nowo wybrani „demokraci” natychmiast obsadzają tzw. swoimi ludźmi (a więc partyjnymi) węzłowe stanowiska, wyrzucając dotychczasowych pracowników, niekoniecznie pisowsko zaangażowanych. Gdy pojawia się problem mianowania niepartyjnego, acz wybitnego specjalisty na odpowiedzialne stanowisko, to nacisk dawnych, demokratycznych (a jakże!) partyjnych autorytetów na nowo wybranych decydentów bywa tak silny, że następuje zmiana decyzji. To przypadek z jednego z ważnych miast nadmorskich. W innym, mazowieckim samorządzie wybrany na stanowisko wprost nakazał przyjęcie do wydziału urzędu kogoś, kto zasłużył się w jego kampanii wyborczej. A także pomnożył liczbę ważnych urzędników (np. swych zastępców) o kolejne osoby, czego nie było od początku działania niezależnego samorządu terytorialnego.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Efekt Stanowskiego

W Polskim Radiu robią miejsce dla nowych stanowisk

A teraz przypadek z mediów. Pisałem kilka tygodni temu, że właściwie mediami publicznymi w tej chwili kierują ludzie albo całkiem przypadkowi, albo – podobnie jak w opisanych wyżej samorządach – przywróceni na stanowiska. Jedni i drudzy mają tendencję do tego, aby władzę daną w swym stanowisku poszerzać i tworzyć nowe stanowiska, by mieć oparcie w osobach na nie przyjmowanych.

Czytaj więcej

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jak ministrowie z PiS? Ostra reakcja premiera

Oto doszły mnie słuchy o tym, co się dzieje w Polskim Radiu. Polskie Radio zawsze – nawet w najbardziej zideologizowanych momentach rządów PZPR – zachowywało klasę intelektualną, fachowość, kompetencję. Była pod tym względem spora różnica między redaktorami radia a redaktorami telewizji. Ci pierwsi do wydawałoby się najprostszego tematu przygotowywali się – mniej lub bardziej, ale dość starannie. Jak pamiętam panie redaktorki i panów redaktorów z telewizji, to mieli w głowach tylko jakieś strzępy informacji albo pomagierów, którzy naprędce przygotowywali jakąś „wiedzę na temat”. Pamiętam swoją wyprawę do świeżo wyzwalającej się z komunizmu Albanii z niezapomnianą redaktor radiowej „trójki”, a potem „jedynki” Szczęsną Milli. Już w drodze na lotnisko dowiedziałem się, że przeczytała 3 książki o Albanii, wpędzając mnie w zawstydzenie, było nie było wówczas doktora socjologii na UW, który wiedział tyle o ile o przemianach w Albanii i może coś o albańskim teoretyku marksizmu…

Do tej pory nie ma żadnych oznak, że Sejm RP albo rząd zajmie się wreszcie myśleniem o stworzeniu na nowo zasad funkcjonowania mediów publicznych, w tym telewizji i radia

Redaktor Szczęsna Milli skorzystała z biblioteki, jaka istnieje w Polskim Radiu, a której wyspecjalizowane zbiory, gdzie znajdują się jeszcze książki z przedwojnia, mają dość unikatowy – jak się dziś mówi – charakter. Lecz teraz, nowy szef radia postanowił...  zlikwidować bibliotekę! W radio plotkuje się, że główny powód to brak pomieszczeń – brakuje pokoi dla nowych pracowników, bo powstać ma Centrum Mediów Cyfrowych. Oczywiście, ze stanowiskiem „kierownika”.

Doszły mnie też słuchy, że na protesty i pytania pracowników radia pan dyrektor odpowiedział szalenie „fachowo”: przecież żyjemy w erze cyfrowej! Wszystko jest w Internecie, a w Bibliotece Narodowej książki są zdigitalizowane, więc? Książki papierowe są niepotrzebne!

Czytaj więcej

Zmiany w ramówce TVP. Co z programem "Jeden z dziesięciu"? Już wiadomo

Biblioteka Polskiego Radia nie jest potrzebna władzy

Ha, stosunek do książek i do bibliotek można uznać za niezły wskaźnik szacunku człowieka do dorobku kulturalnego i w ogóle do wiedzy i ważności pracy umysłowej. Nie wiem, jak oceniać tę wypowiedź, o której usłyszałem, ale nie wydaje mi się, aby wskazywała na upodobanie i szacunek dla ludzkiego dorobku kulturalnego. Tym bardziej, że plotka o potrzebie pokoi dla nowych urzędników radiowych towarzyszy zamysłowi o likwidacji biblioteki… Nie jestem też pewien, co oznacza wprowadzenie w miejsce biblioteki z wieloletnim dorobkiem Centrum Mediów Cyfrowych, skoro radio jako takie działa teraz właśnie w systemie cyfrowym!

Czytaj więcej

Jerzy Owsiak: Rachoń, Krawiel, Piela skazani za "plastusie" w TVP Info

No i pewnie, że w Internecie jest wszystko! Znacząca część polskich dziennikarzy sprawia wrażenie, jakby posługiwała się na co dzień Internetem korzystając nade wszystko z Wikipedii oraz różnych portali społecznościowych… Poziom polskiego dziennikarstwa, także radiowego, naprawdę obniżył się niepokojąco. Nadzieja, że przywrócenie społeczeństwu publicznych mediów zmieni sytuację, na razie się nie spełnia, a raczej odwrotnie: partyjne działanie i obsadzanie znajomych wokół siebie, gdy się osiągnie stanowisko, trwa w najlepsze, podobnie jak w samorządach. Jednak likwidacja biblioteki, szacownej, od przedwojnia działającej instytucji w Polskim Radiu, to przypadek szczególny, bo pokazujący, jak ochrona zgromadzonego w książkach dorobku umysłowego ludzkości jest mało ważna. Wszystkie głupstwa i ideologiczne idiotyzmy, panujące w Internecie, okazują się ważniejszą strawą dla dziennikarzy!

Ani Sejm, ani rząd nie myśli o naprawie mediów publicznych

Wiąże się z tym sprawa ogólniejsza, dotycząca mediów publicznych w całości. Do tej pory nie ma żadnych oznak, że Sejm RP albo rząd, albo przynajmniej Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zajmie się wreszcie myśleniem o stworzeniu na nowo – tak, to właściwe słowo! – zasad funkcjonowania mediów publicznych, w tym telewizji i radia. Jakże wielką energię i zmiany przyniósł rok 1990, kiedy to wybierano prezesów i dyrektorów z udziałem pracowników mediów publicznych! Co prawda, okazywało się czasem, że wybory te nie były w efekcie zbyt udane, ale marzy mi się i obecnie przynajmniej współudział radiowej załogi w wyborze ludzi na stanowiska. A jeśli nie, to konieczne zmiany również prawne, które dadzą możliwość protestowania pracownikom przeciwko decyzjom tak kontrowersyjnym, jak likwidacja biblioteki  w Polskim Radiu, bo panu dyrektorowi brakuje pokoi. Zdigitalizowanie biblioteki zapewne jest możliwe, ale na pewno jest to zabieg bardzo kosztowny. Nie sądzę, żeby obecnie można byłoby dostać na to pieniądze i że po to właśnie szefostwo radia powołać chce Centrum Mediów Cyfrowych, w cyfrowym radiu.  

Autor

Ireneusz Krzemiński

Profesor socjologii, emerytowany wykładowca, przez lata związany z Uniwersytetem Warszawskim i innymi stołecznymi uczelniami. Na początku lat 90. należał do Kongresu Liberalno-Demokratycznego

Jednym z najważniejszych oczekiwań, jakie wiązały się z wygraną demokratycznych partii w wyborach październikowych, był powrót zasady kompetencji i racjonalności działania wszelkich kierowników i zarządców w instytucjach publicznych. W dodatku – działania w porozumieniu z pracownikami, w prawdziwej dyskusji z nimi i z szacunkiem do nich. Było to głębokie pragnienie po latach chamstwa, prostactwa, uderzającej niekompetencji ludzi na stanowiskach w systemie stworzonym przez PiS. W dodatku – jak się dowiedzieliśmy – ci ludzie na stanowiskach dbali o siebie i o swych bliskich, zatrudnianych w podległych sobie urzędach, po prostu okradając nas, obywateli. Lecz gdy spojrzeć na to, co się dzieje obecnie w Polsce, trzeba zadać sobie pytanie: czy oczekiwania się spełniają, czy raczej nie?

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców
Publicystyka
Roch Zygmunt: Po co Donaldowi Tuskowi Pałac Prezydencki? Dla dobra rządu
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Szymon Hołownia odda partię Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. Czy Polska 2050 przetrwa?
Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Klęska, zdrada, sukces? Co ma być polską narracją?
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Nowy rok szkolny, stare problemy z kadrą nauczycielską