Deklaracja prezydenta Andrzeja Dudy o wszczęciu procedury ułaskawieniowej wobec skazanych prawomocnym wyrokiem sądu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika była ważnym momentem trwającej miesiąc, jednak już teraz rekordowo burzliwej kohabitacji. W moim przekonaniu moment ten był kluczowy, ponieważ stanowił pierwszy od wyborów istotny krok wstecz ze strony środowiska szeroko rozumianej Zjednoczonej Prawicy w niszczącej nasz kraj od lat wojnie polsko-polskiej.
Przyznanie przez prezydenta, iż jego działanie podjęte w 2015 roku wymagać może wciąż wszczęcia względem byłych szefów CBA skutecznej procedury ułaskawieniowej w 2024 roku jest tak znaczące nie ze względu na przestępstwa popełnione kilkanaście lat temu przez obu skazanych i będącą ich efektem karę. Prawdziwie kluczowe w tej decyzji jest to, że uniemożliwia ona powstanie precedensu, w ramach którego Andrzej Duda w nadchodzącym półtora roku swojej kadencji zacząłby „ułaskawiać na zapas” potencjalnych oskarżonych kolegów i potencjalne oskarżone koleżanki z obozu PiS. A nawet, jak to postulował niedawno jeden z posłów PiS, ułaskawiać ich już na etapie postępowania prokuratorskiego.