Roch Zygmunt: Chocholi taniec anty-PiS-u

Można mieć wrażenie, że politycy PO wzorują się czasem na publicystach.

Publikacja: 15.03.2023 03:00

Roch Zygmunt: Chocholi taniec anty-PiS-u

Foto: PAP/Leszek Szymański

Ostatnie tygodnie nie są najlepsze dla opozycji. Pomimo sprzyjających okoliczności anty-PiS-owski mainstream tkwi w letargu. Owszem, Polska 2050 i PSL opracowały „listę wspólnych spraw”, ale to właśnie m.in. ten fakt spowodował największą eskalację negatywnych emocji na opozycji od czasu ratyfikacji Funduszu Odbudowy. Wtedy medialno-polityczna wojna toczyła się między Lewicą a Platformą, dziś tę pierwszą zastąpiła partia Hołowni.

Okazało się bowiem, że do jesiennych wyborów parlamentarnych nie wystartuje żadna jedna lista sił opozycyjnych. Najprawdopodobniej zostaną utworzone trzy bloki: Koalicja Obywatelska, PSL+Polska 2050 oraz Lewica. Wydawałoby się, że nikogo to nie zdziwi. Bo mimo deklaracji, że „nie ma wrogów na opozycji”, każda z tych partii patrzy na swój interes, a rozdrobnienie powoduje, że przekaz zarówno centrum, jak i lewicy zyskuje na wiarygodności. Dla wyborców jasne stanie się, że każdemu ugrupowaniu chodzi o wdrożenie własnego pomysłu na Polskę, a nie wyłącznie odsunięcie Jarosława Kaczyńskiego od władzy. Ważne jest, by ten argument wytrącić z rąk rządowej propagandzie.

To jednak nie przekonuje najzagorzalszych zwolenników wspólnej listy, których polityczną reprezentacją jest partia Donalda Tuska. Trudno się dziwić – projekt jednego bloku jest dla niej najkorzystniejszy, bo jako hegemon podporządkowałaby sobie całą resztę. Zdumiewać może za to skala, z jaką jej internetowi i publicystyczni kibice atakują tego, kogo uznali za winnego niepowodzenia jednej listy – Szymona Hołownię.

Czytaj więcej

Zuzanna Dąbrowska: Nasze partyjne dwa światy

Hejt, jaki wylał się na tego polityka, jest tyleż niemądry, co nieskuteczny. Wymyślanie przewodniczącemu Polski 2050 od „liderów w krótkich spodenkach” czy wyśmiewanie jego kościelnej przeszłości (tak jakby była ona jakąś tajemnicą) tylko wzmacnia przekonanie zwolenników Hołowni, że albo głosują na swoją partię, albo zostają w domu. Nie wspominam już o nieufności, jaką takie kłótnie tworzą. I nie tylko mam tu na myśli wzajemną niechęć liderów danych formacji wobec siebie. Spróbujmy postawić się na miejscu zawiedzionego, szukającego alternatywy wyborcy PiS-u. Jak ktoś taki miałby uwierzyć, że potencjalna koalicja dzisiejszej opozycji rządziłaby krajem stabilnie i każdej znaczącej ustawie nie towarzyszyłaby awantura? I gdyby to jeszcze były ostre, acz merytoryczne dyskusje na tematy ważne dla ludzi – mieszkania (tutaj coś zaczyna się dziać), emerytury czy służba zdrowia – ale są to jedynie personalne pyskówki, które niczego do debaty nie wnoszą. PiS-owi w to graj.

Co więcej, opozycja naprawdę kiepsko buduje narracje. Mam czasem wrażenie, że politycy PO wzorują się na wspierających ją publicystach, którzy lubią stosować hiperbole, często co najmniej osobliwe. I tak jak ci mają – w pewnych granicach – do tego prawo, tak politycy powinni zachowywać się roztropniej, żeby zwyczajnie nie popaść w śmieszność. Wychodzi bowiem, że raz na kwartał upada w Polsce demokracja, a każda afera jest „największą w historii III RP”. Przecież nikt nie uwierzy w taki przekaz, jeśli powiela się go któryś raz z rzędu. Dobrym przykładem jest, skądinąd oburzająca, sprawa Pegasusa. „Superwizjer” wyemitował materiał na temat inwigilowania senatora Krzysztofa Brejzy, a „Gazeta Wyborcza” donosi, że program wgrano także prezydentowi Sopotu Jackowi Karnowskiemu. To świetna podstawa do rzeczowej debaty na temat służb i ich roli, bo ewidentnie dochodzi do skandalicznych nadużyć. Ale zamiast tego PO, ustami posłanki Leszczyny, mówi, że „żeby wygrać wybory musieliście podsłuchiwać i inwigilować opozycję”, czym przede wszystkim demobilizuje własny potencjalny elektorat. Pomyślmy, czy jest sens iść głosować, jeśli z góry wiadomo, że opcja, którą wspieramy, nie wygra?

I pewnie z punktu widzenia mediów społecznościowych ten rodzaj narracji przynosi korzyści, natomiast odstrasza wyborców umiarkowanych. Nie chodzi oczywiście o to, żeby organizować eksperckie panele – te bowiem śledzą tylko hobbyści – ale żeby zbudować taki przekaz, którego nie będzie można zbić prostym stwierdzeniem: „oni zawsze muszą być w kontrze do władzy”. Poza tym wszyscy narzekamy, że debata publiczna w Polsce wygląda skrajnie tragicznie, więc może, droga opozycjo, zrobiłabyś coś w tym kierunku, zamiast odpowiadać pięknym za nadobne?

Autor jest uczniem I LO w Grudziądzu

Publicystyka
Barbara Wołk: Nie można mówić o bezpieczeństwie, nie uwzględniając bezpieczeństwa żywnościowego
Publicystyka
Daria Chibner: Dofinansowanie czasopism jak za PiS. Nic się nie zmienia, nagrodzono swoich
Publicystyka
Jan Zielonka: Prezydent moich marzeń. Jak pogodzić realizm z idealizmem?
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Rafał Trzaskowski chce być dziś jak Donald Trump
Publicystyka
Bartosz Cichocki: Po likwidacji USAID podnieśmy na Ukrainie porzuconą przez Amerykanów pałeczkę