Polska 2050 jest dla opozycji wartością dodaną – bez jej istnienia szanse na pokonanie PiS byłyby mniejsze. To fakt trudno akceptowalny przez działaczy innych partii opozycyjnych (zwłaszcza Platformy Obywatelskiej), ich wyborców oraz – szczególnie – liderów opinii z nimi związanych. Fala hejtu, która wylała się na Szymona Hołownię po pierwszym zjeździe jego partii, była czymś niesłychanym. Jej szczytem, a może raczej dnem, był „żart” Tomasza Lisa, który jeden ze swych kilkudziesięciu twittów poświęconych PL2050 zakończył słowem „Kałownia 2023”.
Zlew nienawiści
To zawstydzające dla opozycji, że skala niechęci i otwartej wrogości wobec Hołowni i jego ludzi wielokrotnie przekracza to, co o sobie mają do powiedzenia politycy czy wyborcy Zjednoczonej Prawicy. Nie brakuje przecież zgryźliwości i otwartej krytyki między liderami PiS i SP, ale nie znam żadnego wpisu publicysty wspierającego obecne rządy, który zdobyłby się na coś porównywalnego z tym, co napisał były redaktor naczelny „Newsweeka”. Śledząc prawicowe fora internetowe, także nie natrafiłem na taki zalew nienawiści i wulgarności między zwolennikami partii Kaczyńskiego a ugrupowania Ziobry, jaki nastąpił między wyborcami Platformy a elektoratem Hołowni.
Czytaj więcej
Szymon Hołownia dopiero zbiera doświadczenie w polityce - powiedział minister do spraw Unii Europejskiej Szymon Szynkowski vel Sęk, odpierając zarzuty przewodniczącego partii Polska 2050, że premier Mateusz Morawiecki kłamie w sprawie ustaleń z Brukselą ws. odblokowania środków z KPO.
Dla dużej części publicystów wspierających Donalda Tuska już samo istnienie PL2050 jest niewybaczalne. Ich marzeniem jest to, żeby partia ta zniknęła, a jej lider nałożył na siebie worek pokutny i ruszył do sopockiej Canossy, prosząc o wybaczenie. Nie docierają do nich sondaże, które mieszkańca najsłynniejszego polskiego kurortu umieszczają na czołowych miejscach najbardziej znienawidzonych i niepopularnych polityków w naszym kraju. Członkowie tego „komentariatu” nie rozumieją, że ich miłość do Tuska i zafascynowanie nim nie jest udziałem większości ludzi w Polsce.
To dlatego tak zażarcie namawiali go w 2020 roku, by stanął do konfrontacji prezydenckiej z Andrzejem Dudą, choć adresat tych wezwań tłumaczył dość wyraźnie, że nie może tego zrobić, bo przegra. On sam jest bowiem świadom własnych ograniczeń; oni ekstrapolują swoje do niego uczucia na resztę społeczeństwa.