Znane przysłowie powiada, że „najciemniej jest pod latarnią”. Pasuje to do dokonujących się zmian klimatycznych. Szczególnie w naszym kraju, gdzie ta kwestia to zagadnienie bardziej wiary niż wiedzy. Może warto sprawę poruszyć u progu lata, gdy w zachodniej i południowej Europie już w czerwcu mieliśmy rzadko spotykaną, jeśli nie bezprecedensową, falę ponad 40-stopniowych upałów. Tym bardziej że ostatni raport wyspecjalizowanego gremium działającego pod auspicjami ONZ – Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) z 4 kwietnia br., liczący niemal 3 tys. stron (pracowało nad nim ponad 200 naukowców z 69 krajów świata) – u nas nie wzbudził praktycznie żadnego zainteresowania czy echa.
Kopiemy sobie dół
Tymczasem prezentujący raport w dramatycznym, krótkim wystąpieniu sekretarz generalny ONZ António Guterres uznał go za „potępiający osąd dotyczący przywództwa klimatycznego”, ponieważ „prawie połowa ludzkości żyje już teraz w strefach zagrożonych, wiele ekosystemów znajduje się w punkcie krytycznym i stanie bez odwrotu, a niekontrolowana emisja węglowodorów prowadzi najbardziej wrażliwych na świecie na zagładę”. I dodał, w iście katastrofalnym tonie: „dalsza zwłoka to śmierć”. A wcześniej, nie mniej dosadnie wypowiedział się podczas ostatniego szczytu klimatycznego, powiązanego z IPCC, tzw. COP (chodzi o konferencję państw-sygnatariuszy porozumień klimatycznych) w Glasgow, mówiąc: „Kopiemy sobie dół”.
Ustalenia IPCC i innych fachowców zajmujących się zmianami klimatycznymi są jednoznaczne – i coraz bardziej dramatyczne w swej wymowie. W stosunku do ery przedprzemysłowej temperatura ziem i oceanów na naszej planecie podniosła się już powyżej 1,1 st. C, natomiast ilość gazów cieplarnianych liczonych w cząsteczkach na milion miary objętości (particle per million – ppm), czyli tzw. krzywa Keelinga, aktualnie sięga 421,22 ppm – i stale rośnie.
Głośne porozumienie klimatyczne z Paryża (COP-15) z końca 2015 r. zapowiadało, że zmiany na naszej planecie mogą stać się nieprzewidywalne w przypadku, gdy temperatura Ziemi podniesie się o 1,5 st. C, a krzywa Keelinga przekroczy 450 ppm (do ery przemysłowej była w miarę stała – 280 ppm, a jeszcze w początkach lat 60. minionego stulecia niewiele przekraczała poziom 310 ppm.