Do sądów biskupich dotarło już pismo państwowej komisji ds. pedofilii w sprawie udostępnienia jej dokumentów z postępowań kanonicznych księży, którzy mieli wykorzystywać seksualnie dzieci. Prośbę o wydanie dokumentów komisja podpiera reskryptem Franciszka o zniesieniu sekretu papieskiego w tych sprawach z 2019 r. oraz ustawą o utworzeniu komisji (także z roku 2019). Dokładniej zaś art. 2, par. 2, pkt 2–3 tejże ustawy. Punkty te mówią, że zadaniem komisji jest „badanie sposobu reagowania organów państwa, organizacji i podmiotów oraz osób prywatnych w zakresie wyjaśniania przypadków nadużyć seksualnych, w tym ustalenie przypadków niezawiadomienia właściwego organu o podejrzeniu popełnienia nadużycia seksualnego", a także „identyfikacja problemów", które pojawiają się przy ściganiu tego typu przestępstw oraz karaniu ich sprawców.
Co ciekawe, komisja nie żąda oryginałów dokumentów (taka informacja pojawiła się w jej komunikacie w ub. tygodniu) – zadowoli się kopiami. Być może dotarły do niej argumenty, że wydanie oryginałów może sparaliżować toczące się postępowania, bo komisja chce materiałów z postępowań prowadzonych od początku 2000 r. „do dziś".
Wystąpienie komisji – jak wynika z naszych informacji – wprowadziło biskupów w lekką konsternację. Trudno się dziwić. W rozmowie z „Rz" w sierpniu ub.r. prof. Błażej Kmieciak zapewniał, że przy wyjaśnianiu spraw wykorzystywania małoletnich przez duchownych chce współpracować ze wszystkimi osobami i instytucjami w Kościele, które podejmują tę tematykę. „Myślę, że z prymasem Polakiem jako aktywnym w swej roli delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży będzie okazja do współdziałania" – mówił koncyliacyjnie.
Zabrakło czasu...
A jednak od listopada, czyli od czasu, gdy komisja podjęła aktywną działalność, jej członkowie zdążyli spotkać się z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim (w środę na antenie Radia ZET wiceszefowa komisji Barbara Chrobak stwierdziła, że jest z nim w stałym kontakcie), ks. prof. Andrzejem Kobylińskim z UKSW, ekspertami Centrum Ochrony Dziecka w Krakowie, ale spotkania z żadnym przedstawicielem Konferencji Episkopatu Polski nie było. Ubiegłotygodniowy komunikat komisji był zatem dla biskupów zaskoczeniem, a przewodniczący komisji jeszcze podgrzewa atmosferę. W rozmowie z „Więzią" mówi, że komisja oczekuje „w odpowiedzi konkretów, a nie uników".
...i dyplomacji
Biskupi zostali zatem postawieni pod ścianą. Odpowiedzieć trzeba, ale jak, by nie zostało to odebrane jako unik? Komisja zwraca się bowiem o dokumenty do oficjałów sądów, a ci mają w dyspozycji tylko sprawy z procesów karnych, które się w ich sądach toczyły. Jeden z oficjałów mówi „Rz", że choć w jego diecezji w minionych 20 latach było ok. dziesięciu przypadków wykorzystywania, to on ma dokumenty jedynie dwóch. Gdzie reszta? Otóż zdecydowana większość spraw jest prowadzona w trybie karno-administracyjnym. To procedura uproszczona, w której biskup powołuje swojego przedstawiciela do zbadania sprawy, a potem w oparciu o jego ustalenia wydaje wyrok w postaci dekretu. Dokumenty z tego postępowania są przechowywane nie w sądzie, lecz w kurii. A zatem adresaci listu nie do końca trafieni.