Anna Fotyga: Polska polityka zagraniczna to gra pozorów

O polityce zagranicznej, interesach Rosji w UE, przyczynach katastrofy smoleńskiej oraz polskiej racji stanu mówi była minister spraw zagranicznych - Anna Fotyga w tygodniku „Uważam Rze”

Publikacja: 18.07.2011 08:48

Anna Fotyga: Polska polityka zagraniczna to gra pozorów

Foto: W Sieci Opinii


Generalną linią polskiej polityki zagranicznej jest od pewnego czasu gra o pozory, gra na wizerunek. Nasi partnerzy to wyczuwają. Wiedzą, że nasz rząd odda dużo w twardych interesach za kilka pochwał, poklepanie po plecach, jakieś tam zdanie o liderowaniu Europie, które potem ładnie można sprzedać w polskich mediach. Związek tych słów z realnymi interesami jest zazwyczaj nikły. (…) Takim działaniem było na przykład spotkanie prezydenta Komorowskiego w ramach Trójkąta Weimarskiego w Warszawie, z którego przebił się słynny parasol, jakiego nie dostał prezydent Sarkozy. Szkoda, że opinia publiczna nie zauważyła, co było politycznym skutkiem tego zjazdu – propozycja wspólnego  spotkania z prezydentem Miedwiediewem.

Jak wiadomo, zacieśnianie współpracy rosyjsko-niemiecko-francuskiej to nasz twardy narodowy interes. To oczywiście  ironia, bo jest dokładnie odwrotnie. Ale zdjęcia były ładne, pałac w Wilanowie jak zwykle zdał egzamin, a media mogły rozpisywać się o wzroście naszej pozycji, przy okazji mimochodem uderzając w śp. prezydenta Kaczyńskiego.


O katastrofie smoleńskiej Anna Fotyga mówi:


Decyzję co do procedury pozostawiono Rosjanom. Porozumienie zawarto ustnie, co przy wadze sprawy jest skandalem. Ale było jeszcze gorzej. Wiem, że w czasie swojej wizyty w Gruzji minister Radosław Sikorski informował partnerów, że przyczyną tragedii był błąd pilotów, że to ich  wina. Mówił to po prostu, jakby cytował rosyjskie komunikaty propagandowe, co w tym kraju miało szczególnie smutny wymiar, bo prezydent Kaczyński jest tam naprawdę bohaterem, nie spotkałam człowieka, który by go nie kochał.

Nie twierdzę, że to był zamach, ale nie ma najmniejszych podstaw, by taką możliwość wykluczyć. (…) Są w regionie przywódcy, którzy przełamują obawy, definiują interes narodowy i go bronią. Bo nie ma innej drogi. Politycy muszą walczyć o swoje kraje. Jeśli sprawują wysokie urzędy, ślubowali swoim narodom. A polscy dyplomaci jeżdżą i opowiadają w regionie, jak ważna jest współpraca i przyjaźń z Rosją. Zresztą to był pierwszy przekaz, tuż po przejęciu władzy przez  prezydenta Komorowskiego. Takie stanowisko reprezentował na spotkaniu z państwami bałtyckimi.  Nie zebrano jeszcze wszystkich szczątków ludzkich na smoleńskim pogorzelisku, a tak wielu w Polsce już ogłaszało, że to będzie podstawa naszej przyjaźni. Trudno to pojąć. Ale ten kurs jest utrzymywany – czytamy w tygodniku „Uważam Rze”.

Generalną linią polskiej polityki zagranicznej jest od pewnego czasu gra o pozory, gra na wizerunek. Nasi partnerzy to wyczuwają. Wiedzą, że nasz rząd odda dużo w twardych interesach za kilka pochwał, poklepanie po plecach, jakieś tam zdanie o liderowaniu Europie, które potem ładnie można sprzedać w polskich mediach. Związek tych słów z realnymi interesami jest zazwyczaj nikły. (…) Takim działaniem było na przykład spotkanie prezydenta Komorowskiego w ramach Trójkąta Weimarskiego w Warszawie, z którego przebił się słynny parasol, jakiego nie dostał prezydent Sarkozy. Szkoda, że opinia publiczna nie zauważyła, co było politycznym skutkiem tego zjazdu – propozycja wspólnego  spotkania z prezydentem Miedwiediewem.

Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
felietony
Marek A. Cichocki: Upadek Klausa Schwaba z Davos odkrywa prawdę o zachodnim liberalizmie
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa