„Niezatapialny” – za takiego przez długi czas uchodził Bartłomiej M., były rzecznik MON, szef gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza (wiceprezesa PiS) i jeden z jego najbliższych współpracowników. Aż jego karierę przerwało CBA. We wtorek, po sześciu latach od jego zatrzymania, w Sądzie Okręgowym w Warszawie ruszył proces M. i pięciu innych osób (byłych pracowników MON i PGZ). Odpowiedzą za działanie na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej i narażenie jej na milionowe straty.
35-letni dziś Bartłomiej M. do sądu nie przyszedł, i – jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej” - jest to zaplanowana taktyka. – Mój klient podtrzymuje swoje wyjaśnienia z postępowania przygotowawczego, w których nie przyznał się do zarzutów. Wyjaśnienie sprawy będzie możliwie dopiero po przesłuchaniu świadków, w szczególności z PGZ – mówi „Rz” mecenas Luka Szaranowicz, obrońca Bartłomieja M.
Czytaj więcej
Były rzecznik resortu obrony Bartłomiej M. i pięć innych osób odpowie za aferę w Polskiej Grupie...
Całą szóstkę oskarżyła Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu. A śledztwo wszczęto na materiałach własnych CBA, które – według naszych informacji – rozpracowywało szeroko grupę skupioną wokół Bartłomieja M. i jego znajomych (pracujących m.in. w MON i w firmach piarowych), mającą wyprowadzać pieniądze z państwowego giganta – Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Jak wskazują nasze źródła, była to pierwsza sprawa, w której Centralne Biuro Antykorupcyjne zastosowało osławiony system szpiegujący Pegasus.
Trząsł armią, wpadł na zleceniach w zbrojeniówce – pisaliśmy w 2019 roku po zatrzymaniu M. – najbliższego współpracownika Antoniego Macierewicza. Trafił do aresztu na pięć miesięcy, CBA miało odkryć zlecenia dla wybranych firm opłacane ze środków PGZ, fikcyjne szkolenia, potwierdzanie nieprawdy w dokumentach.