Jak informuje Radio Białystok, 53-latek zastrzelił czteromiesięcznego kota 18 lipca 2023 r. W akcie oskarżenia znalazły się zarzuty posiadania broni gazowej i amunicji bez zezwolenia, a także uprawiania dwóch krzaków konopi. Prokuratura chciała dla niego ośmiu miesięcy więzienia, obrona i sam oskarżony, który przyznał się do winy - łagodnego wyroku.
Chciał nastraszyć kota i uśmierzyć ból kręgosłupa
Mężczyzna podkreślał przed sądem, że nie strzelał z broni palnej, ale pneumatycznej, którą potem wyrzucił w lesie. Wyjaśniał, że stanął w obronie swoich zwierząt: psa i kota, które atakował obcy kot. Jak mówił, czarny kot, który wszedł na jego posesję, był podobny do kota, który wcześniej zranił jego kotkę. Nie wiedział, że to kot sąsiadów, a gdy koty zaczęły się bić, przyniósł broń i strzelił. W sądzie twierdził, że chciał nastraszyć nieznajome zwierzę i wyraził żal z powodu tego, co zrobił.
- To straszna pomyłka, ale to było w afekcie, pod wpływem emocji — mówił podczas procesu. Podkreślił też, że zaraz po zdarzeniu przeprosił sąsiadkę i zaoferował pokrycie kosztów zakupu nowego kota.
Właścicielka kota powiedziała przed sądem, że młode zwierzę dopiero od kilku dni było wypuszczane samo na podwórko, by poznawać otoczenie. Twierdziła, że zerkała na nie od czas do czasu. Gdy usłyszała strzał, wyjrzała przez okno i zobaczyła oskarżonego trzymającego czarną krótką broń, w tym czasie jej kotek biegł przez ulicę, a chwilę później kot zawył i padł. Przyznała, że sąsiad ją przeprosił, więc długo "biła się z myślami", czy zgłosić sprawę na policję - relacjonowała białostocka rozgłośnia.
Jak oskarżony tłumaczył nielegalne posiadanie broni i amunicji? Twierdził, że znalazł ją sprzątając dom rodziców po ich śmierci. Nie sądził, że potrzebuje na nią zezwolenia. Natomiast w sprawie nielegalnego hodowania krzaków marihuany tłumaczył, że robił to na własne potrzeby, bo cierpi na bóle po operacji kręgosłupa, a żaden z lekarzy nie chciał wystawić mu zaświadczenia na marihuanę leczniczą.