– Policja wydawałaby nawet dwa razy więcej, gdyby nie to, że niektóre szpitale w ogóle nie pobierają od funkcjonariuszy opłat za badanie zatrzymanych – przyznaje Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala w Makowie Mazowieckim. Tłumaczy, że dla dobrej współpracy ze służbami szpital nie chce robić problemów policjantom, gdy ci przychodzą z zatrzymanym na ostry dyżur. – W zamian możemy liczyć na ich pomoc w nagłych wypadkach. A na oddziałach ratunkowych awanturników nie brakuje – zauważa.
Dobra współpraca
Przeciw nieformalnym porozumieniom między np. powiatowym szpitalem a policją protestują lekarze. Przy okazji konsultacji społecznych noweli ustawy o policji Naczelna Rada Lekarska domagała się zmian w finansowaniu badań osób zatrzymanych. Uważa, że medycy powinni być oddzielnie wynagradzani za takie badania, bo wiążą się z one z dużą odpowiedzialnością.
– W wypadku osób będących pod wpływem alkoholu mogą wystąpić zaburzenia w układzie oddychania czy pracy serca, co nie zawsze da się stwierdzić podczas badania, a skutki mogą być niekiedy tragiczne – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes NRL.
Ponadto pojawienie się policji na szpitalnych oddziałach ratunkowych jest szczególnie uciążliwe.
Autopromocja
Orzeł Innowacji
Ogłoszenie wyników już 5 czerwca. Zapisz się, aby wziąć udział w gali.
WEŹ UDZIAŁ
50 zł płaci policja za podstawowe badanie zatrzymanego
– Pacjenci w stanie zagrożenia życia lub zdrowia czekają na lekarza. Atmosfera jest napięta i wtedy właśnie wchodzi trzech funkcjonariuszy. Nagle trzeba porzucić pozostałych pacjentów i zająć się zatrzymanym – wyjaśnia Maciej Hamankiewicz. Gdy policja przyprowadza osobę agresywną, np. kieszonkowca, narkomana, która skarży się na nadciśnienie lub problemy z sercem, mamy natychmiast wydać opinię, czy może trafić do aresztu – wyjaśnia.