Rz: W środowisku adwokackim mówi się o możliwości zliberalizowania norm etycznych w zakresie, w jakim zakazują reklamy. Co zmieniłoby to na rynku?
Tomasz Sęk: To delikatna kwestia. Całkowita liberalizacja nie byłaby raczej dobrym rozwiązaniem. Mogłaby jeszcze bardziej zaostrzyć konkurencję, która – jak wynika z moich obserwacji – zaczyna ocierać się o kanibalizm. Trwa walka na coraz niższe stawki.
Za tym, by zliberalizować zakaz reklamy, optują m.in. młodzi adwokaci.
Analizowałem wyniki ankiety przeprowadzonej przez Naczelną Radę Adwokacką. Rzeczywiście – wzięli w niej udział przede wszystkim młodzi adwokaci oraz aplikanci (łącznie około 71 proc. respondentów). Faktem jest, że dziś zasady, w jakich funkcjonują adwokaci, wydają się sztywne. Jednak całkowite dopuszczenie reklamy nie jest rozwiązaniem, gdyż mogłoby doprowadzić do faworyzowania najbogatszych kancelarii, które byłoby stać na opłacenie drogich reklam, m.in. telewizyjnych, kampanii billboardowych, reklam w prasie. Dystans między tymi, którzy wcześniej zaczynali i mają już ugruntowaną pozycję, a tymi, którzy – często ze sporymi trudnościami – próbują się na ten rynek dostać, mógłby się powiększyć. Reklama internetowa to nowe pole, na którym obowiązuje prawo popytu i podaży. Ceny reklam w internecie dostosowują się do popytu i przewagę mogą mieć podmioty inwestujące w to medium odpowiednie kwoty.
Czyli tzw. amerykański scenariusz, w którym reklamy adwokatów można obejrzeć tuż po reklamie proszku do prania, to nie jest dobre rozwiązanie?