Kim Jen Un: Korea Północna nie padnie na kolana przed USA

Mamy swój udział w tym procesie, ale tego nie demonstrujemy – mówi Kim Jen Un, czołowy koreanista w Rosyjskiej Akademii Nauk.

Aktualizacja: 28.02.2019 13:46 Publikacja: 27.02.2019 18:50

Kim Jen Un: Korea Północna nie padnie na kolana przed USA

Foto: AFP

Przywódca Korei Północnej po raz drugi spotyka się prezydentem USA. Jakie oczekiwania ma Rosja?

Ten problem jest chyba najstarszym problemem, który zatruwa relacje międzynarodowe. Rosja graniczy z tym regionem, skoncentrowano tam ogromne siły zbrojne. Z tego powodu Rosja musi utrzymywać w tamtej części kraju znaczące siły wojskowe i flotę. Chiny z Koreą Północną wybudowały tak mocną granicę, że nie sposób jej przekroczyć. W razie wojny ponad milion północnokoreańskich uchodźców ruszy do Rosji. Na rosyjskim Dalekim Wschodzie (36 proc. terytoriom Rosji – red. ) mieszka jedynie 6 mln ludzi. Wyobraża pan sobie, jakie Rosja będzie miała wtedy problemy? Moskwa jest zainteresowana rozładowaniem napięcia. W interesie Rosji jest też denuklearyzacja Korei i poprawa relacji pomiędzy USA i południem z jednej strony i północą z drugiej.

Czy takie ocieplenie relacji z wieloletnim i najważniejszym wrogiem Korei Północnej nie zagraża reżimowi Kima?

Niech Amerykanie nie myślą, że Korea Północna padnie przed nimi na kolana. To nie ten naród i nie taki przywódca. Kim ma wyraźnie określone granice, których nigdy nie przekroczy. Niech rozmowy z Amerykanami prowadzi były szef wywiadu wojskowego Kim Yong Chol. Do końca nie wiadomo, czy przestał pełnić tę funkcję. To oznacza, że Pjongjang poważnie traktuje te spotkania i zdaje sprawę z każdego ryzyka.

Rosja ma jakikolwiek wpływ na to, co się dzisiaj odbywa na Półwyspie Koreańskim, czy jest jedynie biernym obserwatorem rozmów Kima z Trumpem?

Nie dążymy do tego, by być twórcą rozładowania tego napięcia, niech Waszyngton dostanie za to Nagrodę Nobla. Najważniejsze, by ten problem został rozwiązany. Rosja na bieżąco utrzymuje dobre kontakty z Koreą Północną. Na początku lutego do Moskwy przyjeżdżali Amerykanie i konsultowali się, jak prowadzić rozmowę z Pjongjangiem. Mamy swój udział w tym procesie, ale tego nie demonstrujemy, by nie przeszkadzać północnym Koreańczykom normalnie rozmawiać z USA.

Czy po spotkaniu w Hanoi można się spodziewać przełomu na półwyspie?

W tym roku jakichś radykalnych zmian raczej nie będzie, ponieważ to nie jest ostatnie spotkanie Kim Dzong Una z Donaldem Trumpem. Będzie spotkanie w przyszłym roku i myślę, że wtedy warto oczekiwać większych rezultatów. W tym roku możemy się spodziewać pewnego wzrostu wzajemnego zaufania i ostrożnego ocieplenia relacji. Niewykluczone, że w jakimś stopniu zostaną nawiązane stosunki dyplomatyczne i nawet zostaną otworzone przedstawicielstwa w stolicach obu państw. Niewykluczone, że Amerykanie zmniejszą ilość i skalę wspólnych manewrów z Korea Północną. Tylko w takim przypadku Pjongjang zgodzi się na likwidację sprzętu do odpalenia ciężkich rakiet balistycznych. Zostanie wyznaczony okres takiej likwidacji. Formalnie Korea Północna i USA znajdują się w stanie wojny i może zostanie podpisany jakiś traktat pokojowy.

Co się musiało wydarzyć by Pjongjang zaczął rozmawiać z Waszyngtonem? Mówi się o bolesnych sankcjach i potężnym kryzysie gospodarczym, który panuje w Korei Północnej.

To w żaden sposób nie jest sytuacja podbramkowa. Jeżeli pojedziemy do Pjongjang to zobaczymy mniej więcej taką samą sytuacje co i dwa lata temu. W sklepach i na targach wszystko jest, restauracje i stołówki są wypełnione ludźmi. Są centra rozrywkowe, działa part wodny i arena lodowa. Wszędzie pełno ludzi, toczy się normalne życie. Nie można powiedzieć, że sankcje nie miały znaczenia. Owszem, spowodowały pewne problemy, ale północnokoreański reżim przyzwyczaił się do istnienia w warunkach najostrzejszych sankcji. Tu chodzi o coś innego. Amerykanie nie zaczęliby żadnych rozmów z Północną Koreą gdyby nie fakt, że tamtejsza broń nuklearna może już sięgnąć terytorium USA.

Czyli sugeruje pan, że to dyplomatyczne zwycięstwo reżimu północnokoreańskiego?

Powiedzmy, że to sukces zarówno amerykański tak i północnokoreański. Ogromne znaczenie na ten proces miała osobista inicjatywa Kim Dzong Una. Zrobił bardzo mądry krok. Najpierw ocieplił relacje z Południową Koreą, a poprzez Seul nawiązał kontakt z Waszyngtonem.

Czy może pan sobie wyobrazić zjednoczenie Korei?

Może za 30-40 lat. Wszystko jest możliwe, ale nie teraz. Kultura tych państw wywodzi się ze wspólnej podstawy, opartej na zasadach konfucjanizmu. Mimo to, przez siedemdziesiąt lat kultura ta się podzieliła. W 2000 roku ówczesny prezydent Korei Południowej i przyszły laureat Nagrody Nobla Kim Dae-jung spotykał się z ojcem obecnego północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Ilem. W trakcie rozmowy 15 proc. z tego co mówił  Kim Dae-jung przywódca Korei Północnej nie rozumiał. Podział kultury odbił się nawet na języku. Na razie można mówić o jakichś perspektywach konfederacji. Różne systemy, różne rządy, różne układy państwowe, ale jakieś np. wspólne elementy polityki zagranicznej.

Czyli zbyt wcześnie mówić o otwarciu granicy?

Na razie to jest niemożliwe. Przede wszystkim z powodu Korei Południowej. W Seulu wiedzą, że spowoduje to masowy napływ mieszkańców z Północy, gdzie obecnie mieszka 25 mln ludzi. Nawet wschodnie Niemcy do dzisiaj nie potrafili zintegrować się z pozostałą częścią kraju. W przypadku Korei sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Na razie o zjednoczeniu nikt nie ma mowy. Najpierw musi pojawić się wzajemne zaufanie w relacjach, następnie zostanie nawiązana jakaś współpraca, a dopiero po tym te stosunki będzie można nazwać przyjaznymi. Zanim jednak do tego dojdzie, minie prawdopodobnie kilkadziesiąt lat.

Polityka
Trump chce przejąć kontrolę nad Strefą Gazy. Reaguje świat arabski i muzułmański
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Polityka
Wysłannik Trumpa: Plany USA ws. Strefy Gazy mogą dać Palestyńczykom więcej nadziei
Polityka
Trump nie wygra z Meksykiem
Polityka
Konrad Kobielewski: Kanada powinna przyjąć strategię „Canada First”, stając się supermocarstwem energetycznym
Polityka
Ukraina udostępni surowce Stanom Zjednoczonym? Wołodymyr Zełenski odpowiada