Po środowej serii protestów w miastach całej Polski emocje przed czwartkową debatą o ustawie dyscyplinującej sądy rosło. Niektórzy politycy obozu władzy zastanawiali się nawet w kuluarach, czy dojdzie do powtórki eskalacji napięcia i próby blokady Sejmu przez opozycję – tak jak na przełomie 2016 i 2017 roku. Nic takiego się jednak nie stało.
Duch Banasia
Debatę, która rozpoczęła się wczesnym popołudniem, zdominował poranny blamaż opozycji. W związku ze sporą absencją w szeregach PiS miała ona szansę wygrania głosowania w sprawie porządku obrad i niedopuszczenia, by Sejm zajął się kontrowersyjnym projektem. Ale w sejmowych ławach nie pojawiło się także wielu posłów opozycji i prace nad ustawą się rozpoczęły. Nieobecni politycy PSL, Lewicy i Koalicji Obywatelskiej przez cały dzień tłumaczyli się dziennikarzom w Sejmie i w mediach społecznościowych, dlaczego nie pojawili się na porannym głosowaniu.
Przeczytaj: Posłowie opozycji tłumaczą się z nieobecności na głosowaniu
Parlamentarny walec znowu ruszył
Inni posłowie opozycji już w trakcie debaty usiłowali nadrabiać poranne straty i jak tylko mogli krytykowali projekt ustawy. Niemal we wszystkich wystąpieniach wracał też temat Mariana Banasia.