Brak profesjonalizmu Pentagonu jest oczywisty. 11 marca redaktor naczelny znanego pisma „The Atlantic” Jeffrey Goldberg dostał od doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego zaproszenie do dołączenia do zespołu o kryptonimie „Huthi PC small group”. Okazało się, że poza nim należy do niej 18 innych osób: kluczowych członków administracji Donald Trumpa. Jest więc i sekretarz obrony Pete Hegseth, wiceprezydent J.D. Vance, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz, szefowa wywiadu Tulsi Gabbard czy szef CIA John Ratcliffe. Ale do tego zespołu został też wprowadzony wysłannik dyplomatyczny Trumpa Steve Witkoff, choć formalnie nie ma on żadnego stanowiska rządowego. Pisząc z Moskwy, gdzie prowadził rozmowy z Putinem, okazał się w ten sposób jedną z kluczowych postaci ekipy Trumpa.
Dwa dni później Goldberg zaczął otrzymywać szczegółowe dane o planowanym uderzeniu na pozycje Huti w Jemenie: miejsce ataku, rodzaju użytej broni i jednostek, które mają przeprowadzić operację. Kilka godzin później atak faktycznie został przeprowadzony.
Poufna rozmowa na szczytach władzy pokazuje, jak wielka jest niechęć do Europy w ekipie Trumpa
Nie tylko udział Goldberga, ale w ogóle dzielenie się tajnymi danymi na komunikatorze Signal, który nie jest własnością władz USA, oznacza fundamentalne złamanie reguł bezpieczeństwa. Najpierw w czasie kampanii wyborczej w 2016 roku, a potem przez kolejne lata Trump wzywał do zamknięcia w więzieniu sekretarz stanu USA Hillary Clinton (i jego rywalki w walce o Biały Dom) za to, że przekazywała dane służbowe poprzez prywatną skrzynkę mailową. Teraz jednak obecna ekipa u władzy w USA przyjęła zupełnie inną miarę.
– Nikt nie wysyłał planów wojennych – idzie w zaparte Hegseth. A sam Trump zapewniał, że nie dotarła do niego wiadomość, o której mówi już nie tylko cała Ameryka, ale i cały świat.
Czytaj więcej
Przewodniczący Sądu Najwyższego USA John Roberts stawia się prezydentowi Donaldowi Trumpowi. Nie...