„Procesy, które tutaj mają miejsce, bardziej przypominają demokrację i rozwój kraju niż to, co obecnie dzieje się w Polsce czy Europie” – to jedna z wypowiedzi, których udzielił pod koniec stycznia dla białoruskiej telewizji państwowej lider partii Front Krzysztof Tołwiński. Na Białorusi odbywały się wówczas wybory prezydenckie, a raczej nieuznawane przez Zachód pseudowybory. Zwyciężył w nich Aleksander Łukaszenko, a jednym z nielicznych obserwatorów z Polski był właśnie Tołwiński, który wykorzystał tę okazję do prawdziwego tournée po białoruskich mediach. Mówił m.in., że na Białorusi „ma miejsce wzrost”, którego zazdroszczą polscy politycy.
Czytaj więcej
Dwaj politycy, którzy przed kilkunastu laty zasiadali w ławach przy Wiejskiej, udali się z misją obserwacyjną na Białoruś i odbyli tournée po reżimowych mediach. – To wypada poza skalę moralnych ocen – ocenia ekspert od Białorusi.
Mimo dystansu do demokracji w Polsce liczy na to, że jego nazwisko znajdzie się 18 maja na karcie do głosowania. Oznacza to, że w polskich wyborach pojawiłby się kandydat o nastawieniu jawnie proputinowskim i prołukaszenkowskim.
Tołwiński był wiceministrem w rządzie PiS, jednak jego nazwisko przewinęło się też przez wiele innych formacji
Kim jest Tołwiński? Najwyższe stanowisko w polskiej polityce pełnił w 2007 roku, gdy był wiceministrem skarbu w rządzie PiS. W 2010 roku został na krótko posłem w miejsce Krzysztofa Putry, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Jednak wiązanie go tylko z partią Jarosława Kaczyńskiego byłoby uproszczeniem, bo przewinął się przez długą listę formacji prawicowych. Zanim związał się z PiS, działał w PSL, z którego ramienia był wicemarszałkiem województwa podlaskiego. Po odejściu z sejmowej polityki stratował m.in. z list Kukiz’15 i Konfederacji.