W piątek swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich ma ponownie przedstawić Călin Georgescu. W listopadzie Sąd Najwyższy unieważnił tuż przed drugą turą wybory prezydenckie, gdy okazało się, że ma on wszelkie szanse zdobyć najwyższy urząd w państwie. Zarzucono Georgescu związki z Rosją.
Obawiam się, że istnieje więcej niż 50-procentowe prawdopodobieństwo, iż i tym razem Sąd Najwyższy zabroni Georgescu startu w wyborach. Jest on złożony z dziewięciu tzw. sędziów, którzy jednak prawdziwymi sędziami nie są. To są osoby desygnowane przez prezydenta oraz partie rządzące. Wielu z nich jest więc po prostu politykami, którzy wcale nie wywodzą się z wymiaru sprawiedliwości. W ostatnich wyborach Georgescu przejął 40 procent mojego elektoratu, przez co skończyłem w pierwszej turze na czwartej pozycji. Może się to komuś podobać lub nie, można doceniać Georgescu lub nie, ale to na respektowaniu wyroku wyborców polega demokracja. Sądzę jednak, że deep state, rumuńskie służby specjalne oraz siły liberalne i socjalistyczne wsparte przez mniejszość węgierską, nie pozwolą Georgescu na udział w wyborach. To jest tym bardziej sprzeczne z zasadami demokracji, że zebraliśmy na rzecz jego kandydatury najwięcej podpisów: ponad 200 tysięcy.