Maduro zmasakrował gospodarkę Wenezueli. Dlaczego wciąż jest u władzy?

Maduro poszedł w ślady Łukaszenki. Pozostanie u władzy mimo spektakularnej porażki przy urnach.

Publikacja: 05.09.2024 04:30

Nicolas Maduro, prezydent Wenezueli

Nicolas Maduro, prezydent Wenezueli

Foto: Reuters, Maxwell Briceno

Droga od Maracaido, wielkiego jak Warszawa drugiego miasta Wenezueli, do granicy z Kolumbią pełna jest teraz aut, ale także ludzi idących pieszo, bo nie stać ich na transport kołowy. Korki tworzą się także na przejściach granicznych z Brazylią. Wenezuelczycy stracili nadzieję, że cokolwiek zmieni się w ich życiu na lepsze i masowo postanowili  opuścić kraj. Wyjazd rozważa połowa z nich. To będzie dalszy ciąg jednej z największych migracji w historii ludzkości, w ramach której ludność kraju (dziś 28 milionów) od przejęcia władzy przez Nicolasa Maduro w 2013 roku zmniejszyła się już  o jedną czwartą, czyli 8 milionów osób.

Nie tak miało to wyglądać. W październiku zeszłego roku po wielu miesiącach tajnych negocjacji w Barbados reżim Maduro zawarł porozumienie z opozycją, zgodnie z którym kolejne wybory pod koniec lipca miały zostać  przeprowadzone uczciwie. W zamian administracja Joe Bidena zgodziła się na zniesienie sankcji. Petroleos de Venezuela, narodowy koncern naftowy, który do tej pory sprzedawał ropę na czarnym rynku z 40-procentowym dyskontem, teraz mógł niemal podwoić swoje dochody. 

W ciągu dziewięciu lat rządów prezydent Nicolas Maduro spowodował, że dochód narodowy kraju spadł o 80 proc.

Ale Nicolas Maduro, niegdyś kierowca autobusu w Caracas, który przejął schedę po charyzmatycznym Hugo Chavezie, nie dotrzymał słowa. Nie tylko nie zgodził się, aby w wyborach startowała popularna liderka opozycji Maria Corina Machado, ale nie uznał też zwycięstwa wystawionego na jej miejsce emerytowanego dyplomaty Edmundo Gonzaleza Urrutii. Ten musi się teraz ukrywać, bo reżim właśnie wydał nakaz aresztowania go. 

Nicolas Maduro jak Aleksander Łukaszenko. Białoruska propaganda w tropikach

Blok demokratyczny uzyskał dostęp do 80 procent kart do głosowania i je opublikował. Wynika z nich, że Gonzalez pokonał Maduro stosunkiem 1:2. Mimo tą Sąd Najwyższy, który jest powolnym narzędziem w rękach reżimu, „ostatecznie” zatwierdził wynik wyborów. 10 stycznia przyszłego roku Maduro najpewniej rozpocznie więc trzecią już prezydencką kadencję. 

Zaraz po wyborach 28 lipca reżim rozpoczął brutalne represje. Zginęło w nich przynajmniej 30 osób, co najmniej 2,4 tys. zostało zatrzymanych. Vladimir Padrino Lopez, minister obrony i jeden z trzech najważniejszych, obok szefa MSW Diosdado Cabello oraz przewodniczącego parlamentu Jorge Rodrigueza sojuszników Maduro, zdołał utrzymać wierność sił zbrojnych dla dyktatury. 

Czym to tłumaczyć? W ciągu dziewięciu lat swoich rządów prezydent spowodował, że dochód narodowy kraju załamał się o 80 proc. Państwo o największych udowodnionych rezerwach ropy na świecie spadło pod względem dochodu na mieszkańca poniżej Bangladeszu. Być może najbardziej znaczącą miarą tej katastrofy jest to, że w tym czasie mieszkańcy Wenezueli średnio stracili na wadze prawie 9 kilogramów. W kraju, gdzie średnia emerytura (i minimalna pensja w sektorze państwowym) wynosi 3 dolary miesięcznie, wielu po prostu nie stać na to, aby najeść się do syta. 

A jednak około jednej trzeciej ludności kraju pozostaje wierne Maduro. Jednym z powodów są programy socjalne (kupony żywnościowe), jakie uruchamia u progu wyborów. Innym – nachalna propaganda, która niezmiennie obarcza całą odpowiedzialnością za tragedię Wenezueli Stany Zjednoczone. W ramach takiej klasycznej dla reżimów populistycznych strategii pod koniec zeszłego roku władza zorganizowała referendum, w którym spytała, czy do kraju nie powinna należeć zachodnia połowa sąsiedniej Gujany. Głosowanie zbiegło się z odkryciem na tym terenie ogromnych złóż ropy przez amerykański ExxonMobil. 

Prezydent Wenezueli szefem największego w kraju gangu przemytu kokainy

Być może jednak najważniejszym atutem Maduro jest to, że jego kraj nabrał znaczenia strategicznego. Daje on rzadką sposobność pokrzyżowania planów Ameryki w regionie świata, który pozostaje strefą wpływów USA. Lista sojuszników Wenezueli z tego powodu się więc wydłuża. Chiny udzieliły już Caracas pożyczek wartych ponad 25 mld dolarów, Turcja pomaga sprzedać na czarnym rynku złoto. To jednak Rosja od lat jest najważniejszym sojusznikiem Maduro. Jego reżim jest winien ponad 10 mld dolarów za dostawy rosyjskiej broni. Gazprom, Rosneft, Lukoil: wszystkie koncerny energetyczne powiązane z Kremlem są tu obecne. W szczególności starają się rozwinąć wydobycie ropy w dolinie rzeki Orinoko. No i wprowadzić ją na rynki światowe mimo sankcji, które właśnie przywrócił Biały Dom. Putin traktuje Wenezuelę jako swoisty rewanż na Stanach za wsparcie dla Ukrainy. Wsparcie Moskwy jest też ściśle koordynowane z pomocą Kuby, która zachowuje przemożne wpływy w wenezuelskim aparacie bezpieczeństwa i siłach zbrojnych.

Czytaj więcej

Wybory w Wenezueli: Wszyscy ogłaszają zwycięstwo, kraj na krawędzi wojny domowej

Reżim opiera się także na bardzo długiej współpracy z gangami produkującymi kokainę w sąsiedniej Kolumbii. Ocenia się, że co roku Wenezuela zajmuje się przerzutem około 500 ton białego proszku do USA. Robi to poprzez specjalne, szybkie łodzie przedzierające się przez Karaiby albo drogą lądową, przez kraje Ameryki Środkowej. Do tej pory sądzono, że sam Maduro odgrywał tu istotną, ale jednak nie najważniejszą rolę. Jednak w tym tygodniu amerykańska służba ds. zwalczania handlu narkotykami (DEA) uznała, że prezydent de facto od początku stoi na czele najważniejszego gangu przemytników, Cartel de los Soles. Jeśli więc Maduro wpadnie w ręce Amerykanów, nigdy już z celi więziennej nie wyjdzie. 

Droga od Maracaido, wielkiego jak Warszawa drugiego miasta Wenezueli, do granicy z Kolumbią pełna jest teraz aut, ale także ludzi idących pieszo, bo nie stać ich na transport kołowy. Korki tworzą się także na przejściach granicznych z Brazylią. Wenezuelczycy stracili nadzieję, że cokolwiek zmieni się w ich życiu na lepsze i masowo postanowili  opuścić kraj. Wyjazd rozważa połowa z nich. To będzie dalszy ciąg jednej z największych migracji w historii ludzkości, w ramach której ludność kraju (dziś 28 milionów) od przejęcia władzy przez Nicolasa Maduro w 2013 roku zmniejszyła się już  o jedną czwartą, czyli 8 milionów osób.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Czy zamach uratuje Donalda Trumpa? To może być punkt przełomowy kampanii
Polityka
Drugi zamach na Donalda Trumpa. Kandydat na prezydenta wskazuje winnych
Polityka
Ameryka już zaczyna głosować na prezydenta
Polityka
Wojna wśród emigrantów z Rosji. Opozycjoniści walczą między sobą
Polityka
Szwajcarska demokracja do remontu. Fałszowano podpisy