"Lex Tusk" wraca do Sejmu po wecie prezydenta Andrzeja Dudy

Sprawa PiS-owskiej komisji ds. rosyjskich wpływów wraca do Sejmu. Prezydent chce, by posłowie raz jeszcze głosowali ustawę likwidacyjną.

Aktualizacja: 02.09.2024 06:37 Publikacja: 02.09.2024 04:30

"Lex Tusk" wraca do Sejmu po wecie prezydenta Andrzeja Dudy

Foto: PAP/Marian zubrzycki

Członkowie całkowicie podporządkowani premierowi Tuskowi, powołanie samej komisji na mocy wewnętrznego zarządzenia, a nie ustawy parlamentu, czyni jej ustalenia nieobiektywnymi – prezydent Andrzej Duda krytykuje powołaną pod koniec maja przez premiera Donalda Tuska komisję do badania wpływów rosyjskich i białoruskich i forsuje przywrócenie komisji zwanej przez ówczesną opozycję lex Tusk.

Czytaj więcej

Kto doradza Adamowi Bodnarowi? Resort dalej zleca ekspertyzy, ale inaczej niż Zbigniew Ziobro

„Lex Tusk”. Weto do ustawy i ponowne głosowanie

Prezydent Andrzej Duda złożył do marszałka Sejmu wniosek o ponowne rozpatrzenie ustawy uchylającej Państwową Komisję do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007–2022 – to efekt weta do ustawy, której nie zgodził się podpisać. Pod koniec lipca Sejm przegłosował ustawę, która ją miała zlikwidować, co więcej, uznać za nieważne wszelkie czynności przez nią dokonane, a więc także jej raport o kontaktach rosyjskiej FSB z polską SKW, który komisja opublikowała w listopadzie 2023 r. Prezydent 16 sierpnia odmówił podpisania ustawy, teraz skierował wniosek, by posłowie raz jeszcze ją głosowali. Weto prezydenta oznacza, że Sejm może je odrzucić, ale już większością trzech piątych głosów, czyli 276 głosami. 

Komisja parlamentu lepsza od premierowskiej?

Prezydent tłumaczy, że zadaniem państwowej komisji, którą do życia powołał w poprzedniej kadencji Sejm większością głosów PiS (na jej czele stanął dr hab Sławomir Cenckiewicz), jest m.in. „działalność  informacyjna i prewencyjna, co wyraźnie odróżnia ją od działania służb specjalnych”, a ona sama „wypełnia lukę w systemie bezpieczeństwa państwa” – jej działalność jest jawna. A wśród pierwszych rekomendacji było wpisanie do zadań wszystkich służb specjalnych obowiązku monitorowania obcych wpływów w procesach decyzyjnych kierownictwa państwa. „Opinia publiczna powinna móc sama ocenić to, w jaki sposób działali funkcjonariusze publiczni, także wybierani w wyborach powszechnych, którym powierzane były niezwykle odpowiedzialne funkcje państwowe” – uzasadnia prezydent. I jego zdaniem ekspercka komisja, którą w maju tego roku zarządzeniem powołał premier Donald Tusk (komisja bada wpływy rosyjskie i białoruskie w latach 2004–2024), nie spełnia tych kryteriów. „Zarządzenie nie stanowi aktu prawa powszechnie obowiązującego, a jedynie jest dokumentem »o charakterze wewnętrznym«, a więc dotyczy Rady Ministrów i jej członków” – wytyka prezydent Duda, wskazując, że państwowa komisja z ubiegłego roku została powołana przez parlament ustawą. Zdaniem prezydenta RP komisja, którą powołał premier Tusk, nie może więc prowadzić postępowania dowodowego, przesłuchiwać świadków, co doprowadzi do „subiektywnej oceny zdarzeń”. Zarzuca komisji, że może być stronnicza, bo jej członkami są osoby powołane przez „jedną ze stron sporu politycznego”, tym bardziej że jej przewodniczącym jest obecny szef SKW powołany przez premiera (gen. Jarosław Stróżyk). Prezydent nie odnosi się do faktu, że w skład państwowej komisji, którą w całości obsadził PiS, znaleźli się eksperci od Rosji, na różne sposoby związani z partią Jarosława Kaczyńskiego – m.in. stali komentatorzy mediów związanych z ówczesnym rządem.

Czytaj więcej

Kto doradza Adamowi Bodnarowi? Resort dalej zleca ekspertyzy, ale inaczej niż Zbigniew Ziobro

Kiedy pierwszy raport komisji ds. wpływów rosyjskich i białoruskich?

Odrzucenie weta prezydenta do ustawy przez obecną koalicję rządzącą nie wchodzi w grę – liczy ona 246 posłów. Mirosława Suchonia, szefa klubu Polski 2050 i inicjatora ustawy likwidacyjnej PiS-owskiej komisji ds. rosyjskich wpływów nie przekonują argumenty prezydenta. – Wiemy, czemu służyć miała tamta komisja, na pewno nie wyjaśnieniu, co Rosja robiła w Polsce przez lata. Powstała na chybcika przed wyborami, podobnie jak jej pierwszy raport, który ogłoszono tuż przed odwołaniem członków komisji. Jej celem było wyeliminowanie niewygodnych dla PiS polityków. Jej reaktywacja ma jedynie sens polityczny dla tej partii – tłumaczy poseł Suchoń. 

Raport opisywał kontakty SKW z FSB w latach 2010–2014, a więc w okresie pierwszego rządu PO–PSL i kończy się polityczną rekomendacją, by m.in. Donaldowi Tuskowi, Tomaszowi Siemoniakowi i Bartłomiejowi Sienkiewiczowi „nie powierzać zadań, stanowisk i funkcji publicznych związanych z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa”. 

Pierwszy raport komisji ds. wpływów rosyjskich i białoruskich, która pracuje przy KPRM, zostanie przedstawiony 29 października. – Musi być on konkretny i celny, bo inaczej będzie pożywką dla opozycji, że Tusk nie chce niczego wyjaśnić, bo ma coś do ukrycia – przyznaje członek jego rządu.

Członkowie całkowicie podporządkowani premierowi Tuskowi, powołanie samej komisji na mocy wewnętrznego zarządzenia, a nie ustawy parlamentu, czyni jej ustalenia nieobiektywnymi – prezydent Andrzej Duda krytykuje powołaną pod koniec maja przez premiera Donalda Tuska komisję do badania wpływów rosyjskich i białoruskich i forsuje przywrócenie komisji zwanej przez ówczesną opozycję lex Tusk.

„Lex Tusk”. Weto do ustawy i ponowne głosowanie

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Protest PiS w Warszawie. Kaczyński atakuje KO. „To nie jest polska formacja"
Polityka
Żona pogrąży Ryszarda Czarneckiego? Co Emilia H. robiła na Collegium Humanum?
Polityka
Więzienie za ujawnienie orientacji seksualnej. Radykalny projekt trafił do prac w Sejmie
Polityka
Sondaż: Czy, zdaniem Polaków, PiS może wrócić do władzy po wyborach?
Polityka
Sondaż: KO na czele, jedna partia traci najwięcej
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne