W środę Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej zatwierdziła listy kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Na pierwszych miejscach znaleźli się m.in. ministrowie rządu Donalda Tuska - Marcin Kierwiński, Borys Budka i Bartłomiej Sienkiewicz.
- Rozumiem, że głównym kryterium wyboru tych, a nie innych osób, była ich wysoka rozpoznawalność. Być może część wyborców pomyśli: „dlaczego oni startują, skoro mają takie stanowiska?", ale że przyciągnie to do urn tych wyborców, którzy na liście będą szukać rozpoznawalnych nazwisk - komentuje w rozmowie z Joanną Ćwiek-Świdecką prezes Instytutu Spraw Publicznych dr Jacek Kucharczyk.
Czytaj więcej
- Wszystko zmieniło się w zeszłym tygodniu. Premierowi się nie odmawia - powiedział o swym starcie w wyborach do Parlamentu Europejskiego minister Borys Budka, który w ubiegłym tygodniu mówił, że nie wybiera się do Brukseli.
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego na listach KO są ministrowie?
Według Kucharczyka, jednym z zasadniczych powodów takiego kształtu list KO jest chęć przyciągnięcia do urn wyborców, którzy będą poszukiwali rozpoznawalnych nazwisk. Celem ma być posiadanie „lokomotyw wyborczych", które pociągną listy.
Część kandydatów Koalicji Obywatelskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego startowała w październikowych wyborach do Sejmu i uzyskała mandat. Po kilku miesiącach posłowie ci chcą zostać europosłami. - Myślę, że spora część wyborców, która stała w kolejkach do urn 15 października może poczuć się rozczarowana. Nakręcono emocje, że to wybory ostatniej szansy, że jest to walka o demokrację - podkreśla Kucharczyk.