NATO to pakt obronny i jego militarny wymiar jest dla Polski najbardziej istotny, zwłaszcza teraz, kiedy Rosja wraz z jej dyktatorem nie znajduje dla siebie żadnej innej roli dla poza rolą agresora. Analitycy i komentatorzy pewnie nigdy nie skończą się zastanawiać, w jakim miejscu byłby nasz kraj wczoraj, dzisiaj czy jutro gdyby nie rozpięty nad nami parasol ochronny paktu. Rosja pewnie nie boi się Polski, boi się NATO, w którym ona jest.
Militarny wymiar NATO: Obrona Polski przed rosyjską agresją
Ale w tej całej spowodowanej przez Rosjan grozie zapomina się trochę o innym wymiarze funkcjonowania paktu, wymiarze politycznym. Sojusz mimo wszelkich perturbacji całkiem nieźle działa również pod tym względem. Co więcej, jest swego rodzaju bezpiecznikiem w odniesieniu do radykalnych procesów politycznych wśród jego członków. Mieliśmy okazję się o tym przekonać całkiem niedawno, gdy rządy Zjednoczonej Prawicy coraz bardziej ochoczo wyrywały się do kolejnych wojenek z Brukselą. Wojenek z NATO nie prowadzono, NATO było zbyt cenne. Zdarzały się co najwyżej próby podejmowania dróg na skróty, obejścia struktur, jak flirt PiS z Donaldem Trumpem. Natomiast nikt nie poważył się na zadawanie pytań o sens obecności Polski w sojuszu czy nawet na retoryczne chwyty typu „dyktatura NATO” w analogii do rzekomych poczynań Unii.
Czytaj więcej
Myśląc o wejściu do NATO, nie zapominajmy o determinacji Polonii amerykańskiej, która w trudnej chwili przyszła ojczyźnie z pomocą i zasypała listami swoich reprezentantów w Kongresie USA.
Donaldem Trump i Viktor Orbán. Czy NATO sobie z nimi poradzi?
Oczywiście, druga kadencja Donalda Trumpa w Białym Domu może być dla NATO problemem. Warto jednak pamiętać o dwóch rzeczach: Trump w swojej krytyce NATO generalnie zatrzymywał się w sferze słów, mając zresztą niekiedy rację, z naczelnym przykładem obsztorcowania członków, którzy zbyt nikły procent PKB przeznaczają na obronność. Po drugie – amerykańska demokracja, jak wykazała pierwsza kadencja miliardera, ma wbudowanych na tyle dużo reguł dotyczących funkcjonowania państwa, że realizacja radykalnych pomysłów idzie tam bardzo mozolnie, o ile w ogóle jest możliwa. W innych państwach w przypadku braku lub łamania takich reguł rośnie właśnie rola przynależności do NATO. Czy wiemy, jak poczynałaby sobie Erdoganowska Turcja czy Orbánowskie Węgry gdyby nie należały do paktu? Jestem przekonany, że tamtejsi rządzący działaliby znacznie bardziej bezwzględnie – również w polityce międzynarodowej.