W ciągu 15 lat role się odwróciły. Na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. to prezydent George W. Bush forsował przyznanie Ukrainie Planu Działania na Rzecz Członkostwa (MAP), przedsionka do akcesji do paktu. Napotkał wtedy na twardy opór kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, przez co MAP przepadł, a w deklaracji spotkania stanęło na ogólnej formule, że „Ukraina będzie członkiem sojuszu”.
Ukraińska ofensywa
Jednak od „Financial Times” i „Le Monde”, po „Politico” i DPA, coraz więcej mediów wskazuje, że przed kolejnym szczytem Sojuszu Atlantyckiego w litewskiej stolicy za nieco ponad dwa miesiące to administracja Joe Bidena stawia najtwardszy opór przed złożeniem konkretnych obietnic w sprawie ukraińskiej akcesji do NATO. Otwartość Niemiec w tej sprawie jest co prawda niezauważalnie większa. Jednak już Emmanuel Macron, który w grudniu deklarował, że „akcesja Ukrainy do NATO nie jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem”, miałby być nieco bardziej otwarty. Francuz, który był w kwietniu bardzo krytykowany za brak poparcia dla Tajwanu w konfrontacji z Chinami, chciałby wrócić do swojej ulubionej roli pośrednika, który ostatecznie rozstrzyga o kształcie porozumienia.
Czytaj więcej
Nadzieje Ukrainy na bardziej konkretną perspektywę członkostwa w NATO są zagrożone - pisze niemiecka agencja DPA.
Niedawne przecieki z amerykańskiego wywiadu wskazują, że Pentagon pozostaje sceptyczny co do sukcesu ukraińskiej ofensywy. Jego zdaniem może ona tylko w ograniczonym stopniu zmienić przebieg linii frontu. Paradoksalnie to jest wynik wstrzemięźliwości samych Stanów (i ich sojuszników) w przekazywaniu Ukraińcom broni.
Jednak Joe Biden, który właśnie przedstawił oficjalnie swoją kandydaturę w walce o reelekcję, liczy, że najdalej latem przyszłego roku wojna zostanie zakończona, najpewniej poprzez zamrożenie frontu w mniej lub bardziej obecnym kształcie.