W sądzie dzielnicy leninowskiej w Mińsku ruszył historyczny proces. Szczupły, niewysoki mężczyzna został wprowadzony w kajdankach do klatki umieszczonej na sali sądowej. Aleś Bialacki nie jest groźnym przestępcą, lecz obrońcą praw człowieka, ubiegłorocznym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla (otrzymał ja wraz z rosyjską organizacją Memoriał i ukraińskim Centrum Wolności Obywatelskich). Do tej samej klatki wprowadzono Waliancina Stefanowicza i Uładzia Łabkowicza. To współpracownicy Bialackiego z Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna”, który od niemal trzech dekad dokumentuje represje i przestępstwa reżimu Aleksandra Łukaszenki. Wnioskowali oni, by proces był prowadzony w języku białoruskim. Bialacki i działacze jego organizacji świadomie posługują się językiem ojczystym, podkreślając swoją białoruskość. Prosili też, by zdjąć im kajdanki, tłumacząc, że to „uderza w ich godność”. Rosyjskojęzyczna sędzia Maryna Zapasnik odrzuciła wnioski. Wówczas noblista wnioskował o zmianę sędziego, ale ten wniosek również został odrzucony.
Pierwsze posiedzenie sądu zakończyło się w piątek, prokurator oskarża ich o „przemyt w grupie zorganizowanej” oraz „finansowanie działań, które naruszają porządek publiczny”. Bialackiemu i jego współpracownikom grozi od 7 do 12 lat więzienia. Ponownie mają stanąć przed sądem już 13 stycznia.
Czytaj więcej
Na Białorusi ruszają głośne procesy polityczne. W piątek Aleś Bialacki wraz z innymi obrońcami praw człowieka stanął przed sądem.
W historii dwukrotnie zdarzała się sytuacja, by Pokojowa Nagroda Nobla była przyznawana osobie przebywającej w więzieniu. W 1935 roku otrzymał ją więziony w obozie koncentracyjnym w hitlerowskich Niemczech pisarz i pacyfista Carl von Ossietzky. Z kolei w 2010 roku nagrodę tę dostał Liu Xiaobo, więziony wówczas przez władze w Pekinie chiński pisarz i dysydent. W imieniu Bialackiego zaś, podobnie jak w przypadku Lecha Wałęsy w 1983 roku, nagrodę odbierała żona laureata Natalia Pinczuk.
– To nie jest proces sądowy, to farsa i karykatura wymiaru sprawiedliwości. Ani sędzia, ani śledczy czy prokuratorzy nie potrafią odpowiedzieć na podstawowe pytania, które zadaje im Bialacki. Nie mogą przedstawić żadnych dowodów, bo cała sprawa została wyssana z palca. To zemsta reżimu za jego Nagrodę Nobla, za niezłomność i 30-letnią działalność – mówi „Rzeczpospolitej” Franak Wiaczorka, główny doradca ds. międzynarodowych Swiatłany Cichanouskiej, przebywającej na Litwie liderki wolnej Białorusi. Jak twierdzi, większość sędziów, prokuratorów i innych funkcjonariuszy uczestniczących w politycznie motywowanych procesach sądowych nie została objęta żadnymi sankcjami Zachodu.