To już kolejny sygnał, że zatrudniająca 6,5 tys. pracowników Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) nie spełnia oczekiwań, jakie z nią wiązała Bruksela.
W kwietniu w atmosferze skandalu odszedł jej szef, Fabrice Leggeri. „Spiegel” i „Le Monde” ujawniły wtedy raport unijnej agencji ds. zwalczania nadużyć finansowych Olaf, z którego wynikało, że przez 7 lat zarządzania Francuza agencja nie tylko wiedziała, ale nawet uczestniczyła w praktykach wypychania (pushback) przez grecką straż graniczną na otwarte morze nielegalnych imigrantów starających się dostać na pontonach do Europy. Zdaniem niemieckiego tygodnika Leggeri mijał się z prawdą na przesłuchaniach w tej sprawie w Parlamencie Europejskim. A gdy skandal zaczynał nabierać rozgłosu, wycofał samolot patrolowy Frontexu z Grecji pod pozorem, że jest on potrzebny gdzie indziej. W ten sposób podległa mu agencja mogła twierdzić, że nic nie wie o zagrażających życiu praktykach, które łamią nie tylko prawo europejskie, ale i podstawowe prawa człowieka.
41,6 proc. pracowników przepytanych przez unijnych audytorów przyznaje, że jest niewystarczająco poinformowanych o misjach, w których mają uczestniczyć.
Tym razem audyt Komisji Europejskiej dotyczy zasad funkcjonowania samej agencji, której siedziba mieści się w Warszawie. Przygotowany 23 września 69-stronicowy dokument wymienia całą serię „wad” i „niekonsekwencji” odnośnie do regulacji prawa pracy: warunków przeprowadzania misji wyjazdowych, rekrutacji agentów, oceny ich kondycji psychologicznej, planowania operacji, w tym szybkiego reagowania na granicach.
Misja w nieznane
– Gdy przychodzi do oceny medycznej (psychologicznej i psychiatrycznej), Frontex nie określa, jakie są kryteria, wedle których zapada decyzja, czy dana osoba nadaje się na określone stanowisko, czy nie – cytuje dokument „El Pais”. Zdaniem dziennika audytorzy KE dochodzą do wniosku, że podobnie jest przy zwolnieniach pracowników: nie otrzymują żadnego wytłumaczenia, dlaczego Frontex chce się ich pozbyć.