W federalnych Niemczech wybory landowe nie mają bezpośredniego wpływu na działania rządu w Berlinie. Jednak niedzielne głosowanie w najludniejszym landzie odbywa się w czasie największego konfliktu w Europie po drugiej wojnie światowej. To wiele zmienia.
– Mimo że sama wojna nie jest najważniejszym tematem kampanii, to jednak nadaje jej ton w warunkach rekordowej inflacji, zwłaszcza rosnących cen benzyny czy dyskutowanego embarga na rosyjską ropę – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Werner Patzelt, politolog z Drezna. Nie bez znaczenia są kontrowersje dotyczące dostaw ciężkiej broni dla Ukrainy i kształt niemieckiej polityki wschodniej.
Landem rządzi od pięciu lat chadecka CDU w koalicji z liberałami z FDP
Po raz pierwszy w wyborach landowych na dalszy plan schodzą problemy socjalne i lokalne, zaś w kampanii główną rolę odgrywają sprawy związane z polityką zagraniczną i obronną, które są w gestii rządu w Berlinie. Nie może to dziwić – w mediach najważniejsze miejsce zajmują informacje o tym, jak sytuacja na frontach Ukrainy wpłynie na dostawy rosyjskiej ropy i gazu, a tym samym na stan gospodarki i poziom życia obywateli. Zwłaszcza w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie koncentruje się ciężki przemysł.
Landem rządzi od pięciu lat chadecka CDU w koalicji z liberałami z FDP. Premierem był do niedawna Armin Laschet, wielki przegrany w ubiegłorocznych wyborach do Bundestagu w konfrontacji z Olafem Scholzem i jego SPD. Jak wynika z sondaży, CDU ma przewagę kilku punktów procentowych nad SPD i wiele wskazuje na to, że utrzyma się przy władzy. W niemieckim systemie zwycięskie ugrupowanie dobiera sobie koalicjantów. Jeżeli do większości w lokalnym parlamencie nie wystarczy głosów FDP, pozostają jeszcze Zieloni. I nie ma znaczenia, że zarówno Zieloni, jak i FDP są partnerami koalicyjnymi w rządzie kanclerza Scholza.