Były ukraiński prezydent Petro Poroszenko ma wylecieć 17 stycznia nad ranem z Warszawy do Kijowa. Opuścił ojczyznę 17 grudnia, w dniu, w którym Państwowe Biuro Śledcze (DBR) próbowało wręczyć mu zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Gdy przebywał za granicą, na Ukrainie oskarżono go o zdradę państwa i zajęto cały majątek.
Ukraińscy śledczy zarzucają mu, że we współpracy z liderem prorosyjskich sił Wiktorem Medwedczukiem (znajduje się w areszcie domowym) miał jakoby sprowadzać węgiel z okupowanych części obwodów donieckiego i ługańskiego. Transakcja miała przebiegać przez podstawione firmy, w świetle dokumentów miał to być antracyt z RPA.
Petro Poroszenko wszystkie zarzuty odrzuca i twierdzi, że sprawa ma wyłącznie podłoże polityczne. Twierdzi też, że powraca do kraju, by „obronić Ukrainę przed niekompetentnym kierownictwem i zewnętrzną agresją".
Zwolennicy byłego prezydenta już nawołują do protestów i apelują do rodaków, by 17 stycznia udali się na lotnisko w Kijowie i bronili lidera największej partii opozycyjnej (Europejska Solidarność). A to, że były prezydent może zostać zatrzymany tuż po przylocie, sugerowało w środę DBR. Tego dnia sąd ma zadecydować o zastosowaniu środka zapobiegawczego.
Czytaj więcej
Nawet widmo rosyjskich czołgów w Kijowie nie pojednało polityków nad Dnieprem. Kolejny Majdan byłby prezentem dla czekającego na pretekst Kremla.