Byli członkowie zarządu Lewicy Razem (dawniej Partii Razem) Adrian Zandberg, Maciej Konieczny, Paulina Matysiak, Marcelina Zawisza, Konrad Mostek, Katarzyna Paprota, Maciej Szlinder i Julia Zimmermann, z czego czworo pierwszych jest posłami, mieli dopuścić się przywłaszczenia mienia znacznej wartości. Dwie z tych osób, Zimmermann i Matysiak, miały też poświadczyć nieprawdę w dokumentach dla Państwowej Komisji Wyborczej oraz używać dokumentów, poświadczających nieprawdę. Tak wynika z zawiadomienia do prokuratury, które w środę złożył poseł PiS Bartosz Kownacki.
Zawiadomienie jest pokłosiem dwóch publikacji w „Rzeczpospolitej” sprzed ponad tygodnia. Wróciliśmy w nich do nagród w wysokości 99 tys. zł netto, czyli 152 tys. zł brutto, które w 2019 roku otrzymało ośmioro ówczesnych członków zarządu Lewicy Razem.
Wysokie nagrody wyszły na jaw w lipcu 2020 roku, gdy na stronach internetowych Sejmu pojawiły się oświadczenia majątkowe posłów za wcześniejszy rok. Szybko wzbudziły zainteresowanie mediów, bo Razem opowiada się za wyższym opodatkowaniem najbogatszych, a rok wcześniej Zandberg deklarował, że w partii zarabia się średnią krajową. Skąd wzięły się więc astronomiczne nagrody? Rzeczniczka Razem Dorota Olko wyjaśniała, że posłowie „nie wzbogacili się” i „zdecydowali się wpłacić środki na kampanię Lewicy”. Chodziło o fundusz wyborczy SLD w wyborach do Sejmu, bo właśnie z list Sojuszu startowali członkowie Razem.
Czytaj więcej
Lewicowa partia zapewniała, że jej liderzy nie wzbogacili się dzięki otrzymaniu wysokich nagród. Obliczenia PKW pokazują, że mogło być inaczej.
Wracając do tamtej sprawy poinformowaliśmy, że PKW odrzuciła informację Razem o otrzymanej w 2019 roku subwencji budżetowej oraz poniesionych z niej wydatkach. Nagrody były bowiem finansowane z subwencji, którą Razem wywalczyła w wyborach w 2015 roku. PKW stwierdziła, że cała operacja z nagrodami miała w praktyce służyć nielegalnemu przekazaniu środków jednej partii na konta innej.