Tego, że minister sprawiedliwości narobił PiS wielkich kłopotów, nie kwestionuje w partii rządzącej nikt. Niektórzy jednak uważają, że to tylko wynik stosowania starej zasady „wojna jest – straty muszą być". Inni podkreślają nieoficjalnie, że sytuacja, do jakiej doszło w resorcie sprawiedliwości, to wynik napoleońskich ambicji ministra i chęci prześcignięcia w dokonaniach politycznych samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ta druga grupa dominuje w PiS, może dlatego, że lojalności Ziobry i jego ludzi wobec otoczenia prezesa nikt pewien być nie może od 2007 r. Wtedy przecież Ziobro osobiście wysadził PiS z rządowego siodła.