Zaczęło się. W Europie mecze wypadają jeszcze jakoś po ludzku, po godzinach pracy. W Afryce podobnie, ale tam mniej ludzi ma robotę w stylu zachodnim. W Akrze, stolicy Ghany, knajpy przypominają te europejskie, ale gdy pojedzie się na północ, w kierunku Kumasi, piwa można się napić już w typowych dla interioru tancbudach – z blachy, czasem z dykty, a często z kratą oddzielającą barmana od spragnionych. Za drzwi służą nieśmiertelne tiulowe firanki, no i oczywiście w centrum pomieszczenia stoi telewizor. Nie ma nic przyjemniejszego niż wieczór w takim miejscu. W mieścinie bez sklepu, z boiskiem zarosłym trawą wyższą od bramek, gdzie nowiutkie tablice promują nienaganną angielszczyzną mecz Premiership i mogłyby spokojnie stać przed pubem w Londynie. Opisu knajp arabskich nawet nie zaczynam: by opisać tamtejszą piłkarską fiksację zachodni język wydaje się być zbyt ubogi.