Do tego wspaniałego domu zostałem wprowadzony latem, w trakcie świąt Gion Matsuri; odbywają się one w starej, leżącej w sercu miasta dzielnicy, 0której granice wyznaczają ulice Gojo, Oike, Kawaramachi i Karasuma. Przez cały rok mieszkańcy eleganckich domów tej dzielnicy przechowują drewniane rusztowania i dekoracje, które na czas świąt zostają zmontowane w ruchome platformy i wytoczone na ulice. Dekoracje te, czasem liczące sobie setki lat, wykonane są z metalu, laki, drewna, brokatu i dywanów. Podczas trwających tydzień świąt Gion Matsuri setki tysięcy ludzi, często w letnich kimonach, tłoczy się na ulicach, by zaglądać w otwarte okna sklepów i domów udekorowanych parawanami i wyrobami rzemiosła artystycznego. Wieczorami dzieci siadają na platformach i wybijają dzwoneczkami powolny, hipnotyczny rytm muzyki Gion. Ostatniego dnia platformy przejeżdżają ulicami miasta.
Moim przewodnikiem był mistrz ikebany Kawase Toshiro, kiotyjczyk w każdym calu; wychował się w pobliżu świątyni Rokkakudo, gdzie narodziła się ikebana. Obecnie pracuje przede wszystkim w Tokio i oglądał święto Gion po kilkuletniej przerwie, a ja nie widziałem tego festiwalu bodaj od dziesięciu lat. Jakże przez ten czas miasto się zmieniło! Tam, gdzie kiedyś stały rzędy drewnianych domów obwieszonych lampionami, teraz znajdowały się sklepy ze szkła i aluminium. Wąskie boczne uliczki były straszliwie zatłoczone, ponieważ przed budynkami stały małe yomise (stragany), gdzie sprzedawano jedzenie, pamiątki lub złote rybki dla dzieci. „Yomise to pewnie atrakcja" – powiedział Kawase. „Latem widuje się je w całej Japonii. Ale przecież jesteśmy w Kioto! Kiedy byłem dzieckiem, główną rozrywką było oglądanie dekoracji sąsiadów i zabawa sztucznymi ogniami. Nie potrzebowaliśmy yomise!".
Kawase zaprowadził mnie i kilku przyjaciół do dwóch domów. Pierwszy był typowym dla Kioto starym machiya (domem miejskim). Kiedyś podatki płacono w zależności od szerokości fasady, więc stare domy w Kioto mają najczęściej wąską fasadę i są rozbudowane w głąb. Przesuwane drzwi z papieru i drewna usunięto na lato i zastąpiono drzwiami z trzciny, sudare (zasłonami bambusowymi) i draperiami z gazy – mniej lub bardziej przezroczystymi. Gdy szliśmy przez dom, zasłony i draperie ukazywały nam, pokój po pokoju, wciąż inne widoki, oddzielone ogrodami znikającymi w dali. Na podłodze leżały dywany Nabeshima, każdy wielkości jednej maty tatami.
Tradycyjne japońskie wnętrze przedstawia się następująco: na podłodze leży szereg niczym nieprzykrytych mat tatami, a przestrzeń zamknięta jest rzędem filarów wykonanych z białego drewna. Ten właśnie schemat najczęściej powtarza nowoczesna wersja starej architektury. Ale w Kioto jest inaczej; na maty kładzie się niebieskie i brązowe nakrycia, a filary zawiesza bambusowymi i gazowymi zasłonami. Oczywiście w Kioto robi się to z umiarkowaniem, bo jedynie sugestia dekoracji liczy się tutaj jako prawdziwa dekoracja. Nie przykrywa się całej podłogi dywanami; Nabeshima leżą na kilku matach, na których siadają goście. Większość zasłon jest podwinięta, co umożliwia swobodne poruszanie się i sprawia jedynie wrażenie zasłon i draperii. Kiedy szliśmy przez dom, Kawase oznajmił:
– To stary dom, w którym ostatnimi laty dokonano wielu przeróbek. Został zjaponizowany. Zrobiono to znakomicie, co mnie cieszy, ale teraz pokażę wam prawdziwe cudo!
Przez jakiś czas ponownie przedzieraliśmy się przez tłum, aż wreszcie stanęliśmy przed kompleksem budynków i kura, otoczonych długim murem ciągnącym się wzdłuż całej ulicy. Ten dom, jak powiedział nam Kawase, był ostatnim ze wspaniałych domów Kioto. Kilka lat wcześniej powstał plan rozebrania go i wybudowania na jego miejsce nowoczesnego bloku. Właściciele omal nie stracili terenu, ale grupa kiotyjczyków poparła ich i wspólnie udało im się uratować starą siedzibę.