Dla mnie pewnym objawieniem tych rozważań była postać lewicowego filozofa, który nagle pojawił się w jednym z telewizyjnych programów. Tomasz Markiewka, profesor, pisarz, tłumacz, przedstawiciel „ostrej" lewicy – Krytyka Polityczna, Oko Press. Zaproszony został do debaty razem z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania. Dyskusja nie zapowiadała się burzliwie, bo obaj panowie „z lewa", nikogo z opcji rządzącej. Mnie jednak od razu uderzyła różnica w postawie, w oczach, napięciu twarzy i w powadze przeżywania spraw. Rozmowa dotyczyła pozakolejkowych, kontrowersyjnych szczepień, ale zaraz pojawiło się pojecie elit i tu obnażyła się cała różnica pokoleniowa, a nawet przepaść między rozmówcami. Prezydent Jaśkowiak, 56-letni PO-wiec, mocno już osiadły w wyrażaniu okrągłych zdań, twierdził z całym spokojem, że elity należy chronić, bo są narodowym dobrem. Najwyraźniej zdumiony, a nawet zgorszony taką tezą prof. Markiewka próbował określić definicję słowa „elita". Jeśli elita to ludzie szczególni i wyjątkowi, sami najlepsi, to dając dowód swojej wyjątkowości powinni w zagrożeniu stanąć raczej na końcu kolejki.