Biali, czarni, prezerwatywy

Przez kilka dni Afryka znów stała się terenem załatwiania swoich sporów przez białych ludzi. Tym razem poszło o walkę z AIDS

Publikacja: 27.03.2009 23:06

Wstrzemięźliwość, wierność, prezerwatywa – albo śmierć. Senegalski mural kampanii zapobiegania AIDS

Wstrzemięźliwość, wierność, prezerwatywa – albo śmierć. Senegalski mural kampanii zapobiegania AIDS

Foto: BEW

Katoliccy księża i siostry zakonne opiekują się jedną czwartą chorych na AIDS i zarażonych wirusem HIV w Afryce subsaharyjskiej, czyli mniej więcej 6 milionami ludzi. Wiele ofiar choroby żyje dzięki ofiarności ludzi Kościoła, wiele innych dzięki niej może umrzeć z godnością.

Gdyby jakakolwiek inna organizacja poza Kościołem katolickim mogła wykazać się tak ogromnym doświadczeniem w walce z HIV/AIDS, zostałaby z pewnością uznana za naczelny światowy autorytet w tej dziedzinie. Jednak Kościół nie ma szans na takie względy, o czym mogliśmy się przekonać podczas niedawnej wizyty papieża Benedykta XVI w Afryce. Wystarczyły dwa zdania Ojca Świętego na temat prezerwatyw i okazało się, że Kościół nie tylko nie pomaga rozwiązać problemu AIDS w Afryce, ale jest tego problemu częścią.

W samolocie lecącym do Kamerunu Benedykt XVI powiedział, że ani pieniądze, ani stosowanie prezerwatyw nie rozwiązują problemu AIDS, a to drugie nawet pogłębia problem. To wystarczyło, by wszystko inne, co miał powiedzieć przez tydzień pobytu w Afryce, zeszło na drugi plan. Oto potwierdziła się znana od dawna prawda, według której swoim bezdusznym zakazem stosowania kondomów Kościół katolicki współuczestniczy w rzezi dokonywanej w Afryce przez zarazę AIDS.

[srodtytul]Leczniczy prysznic[/srodtytul]

Z rozdawaniem kondomów jest podobnie jak z innymi rodzajami pomocy udzielanej Afryce: im bardziej pomoc nie działa, tym głośniej organizacje żyjące z jej udzielania twierdzą, że bez nich Afryka nie przetrwa. Być może dlatego nikt nie zadał sobie trudu, by zapytać dlaczego po 20 latach zalewu Afryki kondomami z całego świata zachodniego prawie

25 milionów ludzi na Czarnym Lądzie ciągle zarażonych jest wirusem HIV. Szantaż moralny stosowany w przypadku rozpowszechniania prezerwatyw jest szczególnie silny, w końcu chodzi tu bezpośrednio o życie albo śmierć. Nie ma miejsca na niuanse: albo jesteś za życiem i wtedy rozdajesz prezerwatywy, albo zaślepiony katolicką ideologią skazujesz tych nieszczęśników na śmierć.

Prawda jest, by tak rzec, nieco bardziej złożona, a prowadząc rozognioną debatę na ten temat, biali ludzie załatwiają swoje sprawy za pomocą Afryki. Przypomina to dawne czasy – podczas zimnej wojny Angola była miejscem konfliktu Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, dziś przy okazji wizyty papieża stała się na kilka dni polem starcia w wojnie kulturowej toczonej między głosicielami prawa do nieskrępowanej i pozbawionej wymiaru moralnego wolności seksualnej oraz zwolennikami katolickiej nauki na temat seksu. Debata toczy się na tak wysokim poziomie ideowej abstrakcji, że jej uczestnikom nawet do głowy nie przyjdzie, by zająć się faktami.

Oto kilka pierwszych z brzegu. W krajach, w których najwięcej ludzi zakażonych jest wirusem HIV (Botswana, Zimbabwe, RPA, Kenia), od lat prezerwatywy rozdawane są za darmo i w dużych ilościach. Jednak stosowanie ich utrzymuje się ciągle na niskim poziomie z powodów kulturowych (w Afryce nie ma tradycji stosowania prezerwatyw, jeśli już, to do antykoncepcji używa się środków naturalnych), a zwłaszcza ze względu na stosunki panujące w nich między kobietami i mężczyznami. Ofiarami AIDS w Afryce padają głównie kobiety zarażone przez mężów. Skrajnie naiwne jest założenie, iż kobiety wychowywane przez pokolenia w przekonaniu, że ich rolą jest służba mężczyźnie i rodzenie dzieci, mogą prowadzić ze swoimi mężami negocjacje w sprawach seksu, tak jak Amerykanki, Francuzki czy Polki. Sprzeciwianie się woli męża grozi agresją i odrzuceniem z jego strony.

Rzecz kolejna: całe wspólnoty, a niekiedy narody w Afryce wypierają istnienie AIDS ze swojej świadomości. Do ubiegłego roku minister zdrowia RPA – najbardziej rozwiniętego kraju na kontynencie – powołana przez prezydenta, który 30 lat spędził w Wielkiej Brytanii, twierdziła, że choroba AIDS nie istnieje, a epidemia jest wynikiem spisku Zachodu mającego na celu osłabienie Afrykanów. Według ubiegłorocznych badań naukowców z Harvardu takie stanowisko rządu Thabo Mbekiego doprowadziło do śmierci 330 tysięcy ludzi.

W wielu innych krajach przyznanie się publiczne do zakażenia wirusem HIV niemal automatycznie powoduje ostracyzm, nie tylko w rodzinie, ale i w całym środowisku. Pod Dakarem spotkałem lecznicę dla chorych kobiet, do której siostry przyjmowały również kobiety zdrowe, tak by rodziny nie domyśliły się, kto konkretnie jest zarażony; Afryka pełna jest zresztą domów opieki dla samotnych kobiet chorych na AIDS i odrzuconych przez najbliższych.

Jednym z najczęstszych sposobów zakażenia HIV w wielu krajach afrykańskich (Liberia, Sierra Leone, Kongo) jest gwałt. W niektórych townshipach w RPA co czwarta kobieta jest gwałcona co najmniej raz w życiu, a zatem ma poważne szanse zakażenia wirusem HIV. Założenie, że rozdawanie prezerwatyw (komu? potencjalnym gwałcicielom? ich ofiarom?) może w jakikolwiek sposób wpłynąć na obniżenie tych statystyk, jest absurdalne.

Dodajmy do tego, że według niedawno przeprowadzonych badań 15 procent południowoafrykańskich uczniów w wieku 12 – 17 lat przyznało, że gdyby byli zakażeni wirusem HIV, nie mieliby skrupułów w uprawianiu seksu, nawet jeśli wiązałoby się to z zakażeniem partnera. I jeszcze, że polityk, który za kilka miesięcy najprawdopodobniej zostanie prezydentem RPA, oskarżony przed kilku laty o gwałt tłumaczył, że na pewno nie zaraził się wirusem HIV, bo po stosunku wziął prysznic.

Jak to wszystko się ma do naszych wyobrażeń na temat roli prezerwatywy w życiu Afrykanów? Ma się podobnie jak większość mitów karmionych naszym lenistwem umysłowym, ideologicznym zaślepieniem albo zwykłą ignorancją podszytymi – dla polepszenia samopoczucia – dobrymi intencjami. Jedynym sensownym i sprawdzonym sposobem ograniczenia rozwoju AIDS w Afryce jest likwidowanie biedy, rozwój edukacji, zwalczanie przemocy na tle seksualnym, wzmacnianie roli rodziny, ograniczanie wpływu sekt i czarnoksiężników oraz działania służące obronie godności ludzkiej, zwłaszcza godności kobiety. Czyli to wszystko, o czym papież Benedykt XVI mówił przez tydzień w Kamerunie i Angoli. Jaka szkoda, że tak wielu ludzi na Zachodzie usłyszało tylko dwa zdania na temat prezerwatyw.

[srodtytul]Sukces Ugandy[/srodtytul]

Jednym z nielicznych krajów afrykańskich, w których udało się znacząco ograniczyć zasięg AIDS/HIV, jest Uganda. W ciągu ostatnich 15 lat poziom zakażenia wirusem spadł z 16 do 5 procent. Od końca lat 80. rząd ugandyjski prowadził program znany pod hasłem ABC oparty na trzech filarach: abstinence (abstynencja seksualna), being faithful (wierność) i condoms (stosowanie prezerwatyw). Ten trzeci element ograniczony został do osób prowadzących „ryzykowny” tryb życia, czyli w praktyce do prostytutek.

Jednak to pierwsze dwa filary zdecydowały o obniżeniu poziomu zachorowań w Ugandzie. Rządowi, Kościołom i organizacjom pomocy udało się z powodzeniem nakłonić wielu Ugandyjczyków do odłożenia inicjacji seksualnej na później i ograniczenia seksu pozamałżeńskiego. Niewątpliwie akurat w tym kraju było to łatwiejsze ze względu na wagę przywiązywaną tradycyjnie przez Ugandyjczyków do zachowania dziewictwa przed ślubem i silną pozycję Kościoła. Obraz sukcesu Ugandy opartego na krzewieniu abstynencji i wierności komplikuje niestety ostanie kilka lat, kiedy okazało, że poziom zakażeń HIV gwałtownie wzrósł, najprawdopodobniej ze względu na zaniedbanie trzeciego członu strategii, czyli rozdawnictwa prezerwatyw osobom najbardziej narażonym na zakażenie.

I tutaj dochodzimy do sedna dylematu, wobec którego Kościół katolicki zachowuje jak dotąd postawę nieprzejednaną. Sprzeciw Kościoła wobec prezerwatyw nie wynika, jak wiadomo, z nieskuteczności ich stosowania w Afryce, tylko z zasad teologiczno-moralnych. (Dla dobra sprawy pomińmy głośne przed kilku laty i raczej żenujące próby podważania skuteczności lateksu w zapobieganiu przenoszenia wirusa HIV.)

Rzym nie chce ani na jotę odejść od zakazu stosowania prezerwatyw, nawet jeśli miałyby być one wykorzystane nie tyle w roli środka antykoncepcyjnego, ile metody zapobiegania śmierci. Budzi to poważne wątpliwości wielu księży, sióstr, a nawet biskupów pracujących w Afryce w sytuacjach granicznych, tam gdzie użycie bądź nieużycie prezerwatywy rzeczywiście może decydować o życiu i śmierci.

Dotyczy to zwłaszcza pracy w środowiskach prostytutek czy pracowników najemnych mieszkających miesiącami poza swoimi rodzinnymi wioskami (bardzo często spotykana sytuacja np. w RPA). Niektórzy duchowni pracujący w takich środowiskach mniej lub bardziej jawnie łamią reguły Watykanu, narażając się co najmniej na zarzut hipokryzji, a w niektórych wypadkach na sankcje ze strony zwierzchników kościelnych.

Dylemat, przed jakim stają niektórzy afrykańscy katolicy, został dobitnie zilustrowany w nadanym przed kilku laty programie BBC „Panorama”. Katoliczka z Ugandy opowiada w nim, jak zdecydowała się na seks bez zabezpieczeń ze swoim zakażonym mężem. „Nie pójdziemy do nieba, jeśli będziemy używali kondomów” – tłumaczy. Następnie dziennikarz pyta arcybiskupa Kampali kardynała Emmanuela Wamalę, czy kobieta podjęła słuszną decyzję. – Jeśli stosowanie kondomów jest złem, to jej decyzja była słuszna – mówi kardynał. – Nawet jeśli kosztowałoby by to ją utratę życia? – pyta dziennikarz. – Tak – mówi biskup.

Takie nauczanie jest trudne do przyjęcia nie tylko dla wrogów Kościoła, którzy obwiniają Rzym o śmierć milionów ludzi w Afryce. Razi ono brakiem empatii wobec ofiar AIDS w Afryce, wśród których – o czym trzeba pamiętać – wiele zostało zarażonych bez własnej winy. Podejrzewam również, że większość biskupów w Europie czy Ameryce miałaby problem z tak dogmatycznym postawieniem sprawy wobec wiernych na Zachodzie. Nawet jeśli nie uznaliby, tak jak w roku 2004 arcybiskup Brukseli, prymas Belgii Godfried Danneels, że stosowanie prezerwatyw bywa mniejszym złem, to zapewne odwołaliby się do sumienia jako ostatecznego doradcy w sytuacjach krytycznych.

Kościół nie powinien sprawiać wrażenia, że katolicy z Zachodu mają prawo do sumienia, podczas gdy katolicy afrykańscy są tego prawa pozbawieni.

Katoliccy księża i siostry zakonne opiekują się jedną czwartą chorych na AIDS i zarażonych wirusem HIV w Afryce subsaharyjskiej, czyli mniej więcej 6 milionami ludzi. Wiele ofiar choroby żyje dzięki ofiarności ludzi Kościoła, wiele innych dzięki niej może umrzeć z godnością.

Gdyby jakakolwiek inna organizacja poza Kościołem katolickim mogła wykazać się tak ogromnym doświadczeniem w walce z HIV/AIDS, zostałaby z pewnością uznana za naczelny światowy autorytet w tej dziedzinie. Jednak Kościół nie ma szans na takie względy, o czym mogliśmy się przekonać podczas niedawnej wizyty papieża Benedykta XVI w Afryce. Wystarczyły dwa zdania Ojca Świętego na temat prezerwatyw i okazało się, że Kościół nie tylko nie pomaga rozwiązać problemu AIDS w Afryce, ale jest tego problemu częścią.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach