A zatem Platon jako patron i nauczyciel całej generacji następców. Kogoż tu nie ma. Jest i św. Tomasz More, i młodszy od niego o niemal sto lat włoski dominikanin i heretyk Tomasz Campanella. Jest i autor „Nowej Atlantydy" Franciszek Bacon. Są Saint-Simon, H.G. Wells, Anatol France, a bliżej naszych czasów Aldous Huxley, Zamiatin czy Orwell. Wszyscy byli twórcami doskonałych systemów społecznych. Doskonałych, czyli dających gwarancję wiecznego trwania, i nie jest wcale ważne, czy te wizje były motywowane zamierzonym przez autora uszczęśliwieniem ludzkości, czy miały przerażać. W naturze utopii są bowiem – czego nie rozumieli poprzednicy, a świetnie wyczuwali Zamiatin, Huxley czy Orwell – rozwiązania totalne, niedające przestrzeni na indywidualny sprzeciw czy bunt. Jednostka wobec utopii, nieważne platońskiej czy orwellowskiej, jest tylko trybikiem i kiedy buntuje się przeciw systemowi bądź jest mu niepotrzebna, automatycznie musi z systemu wypaść. Dowiódł tego świetnie XX wiek w kilku przynajmniej wydaniach z komunizmem, nazizmem czy reżimem Czerwonych Khmerów na czele. A więc strzeż nas Boże przed utopiami, nie tylko społecznymi.
Utopie nie były wyłącznie domeną speców od organizacji społeczeństw. Wraz z rozwojem sztuk technicznych zaczęły kusić ekonomistów, inżynierów czy architektów. Tak właśnie w ślad za poszukującymi kamienia filozoficznego alchemikami rodziła się tęsknota za perpetuum mobile czy opanowaniem przez człowieka zdolności latania albo żeglugi pod powierzchniami oceanów. Siłą napędową były rzecz jasna marzenia. Podstawą logiczną przekonanie, że człowiek to byt doskonały. Instrumentem zaś wizjonerska technika.
Takie korzenie ma konstruktywizm. Śledzenie jego ścieżki przez ostatnie stulecia to może jedno z najbardziej fascynujących zadań poznawczych, bowiem prócz szlaku wielkich zwycięstw nad materią jest także katalogiem wiedzy o porażkach wybujałych ambicji i oszalałej wyobraźni. A swoistym aneksem do tej pracy byłaby encyklopedia strat, jakie poniosła ludzkość wskutek błędów konstruktywistów.
Efektem motywowanych nowoczesnymi zamysłami urbanistycznymi projektów modernistów padały całe historyczne kwartały miast wraz z ich tkanką kulturową. Nowoczesność przeganiała z pola walki nie tylko ruiny w powojennych Niemczech, ale też tradycyjną zabudowę, jak w zniszczonym przez Ceausescu Bukareszcie czy w miastach Związku Sowieckiego. Tam było oczywiście łatwiej ze względu na moc totalitarnej władzy, ale ile strat poniósłby Paryż czy inne miasta Zachodu, gdyby zdecydowały się realizować projekty Le Corbusiera, z zaprojektowaną przez niego podstawową jednostką mieszkalną: „unité d'habitation"? Znamy ją z Marsylii; to masywny mrówkowiec dla zunifikowanego Europejczyka przyszłości z mieszkaniami jak kabiny kąpielowe.