Konwencja Partii Demokratycznej była przede wszystkim nudna i pozbawiona niespodzianek. Pierwsze dwa dni konwencji partii republikańskiej były zaś pełne fajerwerków. Nie bardzo wiadomo, na ile te imprezy mogą wpłynąć na wyniki wyborów w listopadzie, tak jak zresztą nie wiadomo, co właściwie może zadecydować w tym roku o wyborze prezydenta. Na całym świecie to zwariowany rok, ale w USA jakoś szczególnie. Konwencje w latach wyborów prezydenckich były zwykle amerykańskim show, który dopiero od niedawna próbują naśladować politycy w innych krajach. Rozentuzjazmowani delegaci wymachujący tabliczkami z nazwami stanów i nazwiskami ustalonych już zawczasu w prawyborach kandydatów, balony wzlatujące w górę – to wszystko przeszło do kultury jako symbol amerykańskiego ładu politycznego, ale też i zdziecinnienia. Zwłaszcza w okresie zimnej wojny ciekawe było porównywanie zjazdów partii komunistycznych (sowieckiej, polskiej czy północnokoreańskiej), na których dominowali starsi, ponurzy mężczyźni w źle uszytych garniturach, klaszczący na komendę – z rozradowanymi tłumami Amerykanów w śmiesznych czapkach i kostiumach, niesłuchającymi zanadto mówców. Aż dziwne, że to wesołki, a nie ponuraki, wygrały (wedle powszechnie panującej opinii) tę wojnę.
W tym roku jednak obie konwencje odbywały się wirtualno-telewizyjnie. Chociaż wiadomo, że hollywoodzcy aktorzy i aktorki w większości popierają Partię Demokratyczną, to za Partią Republikańską muszą stać najlepsi producenci i reżyserzy. Może niekoniecznie ambitnych, kameralnych filmów, ale wielkich produkcji nastawionych na masową konsumpcję. Wirtualne sceny i tła u republikanów pełne były flag amerykańskich, kolumn i pomników prezydenta Lincolna w różnych ujęciach.
Każdy sztab wyborczy i wszyscy komentatorzy mają stanowcze zdanie na temat tego, gdzie szukać brakujących do wygrania głosów. Najczęściej mówi się o niezdecydowanych podmiejskich gospodyniach domowych („suburban housewives") i czarnych wyborcach. Joe Biden uchodzi za kandydata, na którego będzie głosować większość czarnych – on sam, z wrodzonym sobie brakiem taktu, powiedział, że czarny wyborca, który nie wie, czy na niego głosować czy nie, nie jest dostatecznie czarny... Na konwencji republikanów zaś dominowały blondynki w wieku młodośrednim. Ciekawe, że jedną z konferansjerek na konwencji demokratów była aktorka Eva Longoria, znana przede wszystkim ze swojej roli w serialu „Desperate Housewives" („Zdesperowane gospodynie domowe" – polski tytuł: „Gotowe na wszystko"), a na konwencji republikanów jedna z występujących odwołała się do tego, mówiąc, że demokraci wynajmują aktorki, a ona jest prawdziwą „housewife".
Obie konwencje próbowały odwoływać się do „zwyczajnych ludzi" i nawet Melania Trump powiedziała, że rozumie ból ludzi, którzy właśnie szukają pracy. Melania, kiedyś modelka i – jak mówi o sobie – „pracownica w dziedzinie mody", była jak zwykle piękna i elegancka, ale jej kostium był o tyle dziwny, że przypominał kolorem i krojem mundur wojskowy. Poświęciła kilka zdań armii i wojskowym i pewnie stąd pochodziło natchnienie w wyborze stroju.