Tajna broń Kima

Młode piłkarki z Korei Północnej są dziś najlepsze na świecie, a reprezentacja seniorska także należy do czołówki. Reżim miał plan, który o dziwo okazał się skuteczny.

Publikacja: 29.11.2024 15:25

Korea Północna zdobyła w tym roku mistrzostwo świata do lat 20

Korea Północna zdobyła w tym roku mistrzostwo świata do lat 20

Foto: Nelson Pulido/AFP

Wiem, że mówi się o zainteresowaniu klubów zagranicznych i chętnie się przeniosę, ale to wielka przyjemność, moja największa, mieć flagę narodową na koszulce. Zawsze jestem zachwycona, kiedy mogę pomóc przynieść chwałę ojczyźnie. Mój honor jest bardzo ważny, ale każda indywidualna nagroda należy nie tylko do mnie, ale do wszystkich zawodniczek drużyny. Najważniejszą rzeczą jest zespół oraz to, że zespół wie, iż możemy zdobyć każdy tytuł, o jaki walczymy – mówiła niedawno Choe Il-son, robiąca ostatnio furorę reprezentantka Korei Północnej.

Nastolatka tylko w tym sezonie zdobyła dwa mistrzostwa świata – najpierw to do lat 20, a następnie do lat 17. Podczas tych pierwszych, rozgrywanych w Kolumbii we wrześniu zawodów, Koreanki rozbiły w pierwszym meczu 6:2 Argentynki, Kostarykankom wbiły dziewięć goli, nie tracąc żadnego, nie pozostawiły złudzeń Holenderkom (2:0), a Austriaczkom zaaplikowały pięć bramek przy dwóch straconych. Później, już w fazie pucharowej, radziły sobie kolejno z Brazylijkami, Amerykankami i Japonkami, nie tracąc żadnej bramki. Siedem meczów, siedem zwycięstw, bilans bramkowy 25:4 – to mówi niemało. Sama Choe Il-son strzeliła gola w finale, a w całym turnieju uzbierała sześć trafień, co dało jej zarówno tytuł królowej strzelczyń, jak i najlepszej zawodniczki mundialu. Brytyjski „Guardian” był nią tak zachwycony, że nazwał ją „kombinacją nastoletniego Wayne’a Rooneya i Michaela Owena”, zastanawiając się, czy nie udałoby się jej ściągnąć do Europy.

Nieprzeciętna zawodniczka załapała się na oba juniorskie mundiale, bo formalnie dorosłość – przynajmniej wedle naszej miary – osiągnie dopiero w przyszłym roku. Kiedy przyszło jej rywalizować z koleżankami w nieco wyższej kategorii wiekowej, Koreanki w ćwierćfinale rozgrywanych na Dominikanie na przełomie października i listopada mistrzostw świata, pokonały reprezentację Polski, a w półfinale – USA. Finał z Hiszpankami rozstrzygnęły na swoją korzyść w rzutach karnych. Kiedy więc Choe Il-son mówi, że drużyna, której jest częścią, może sięgnąć po każdy tytuł, o który walczy, nie są to tylko czcze przechwałki i chyba tylko czekać, aż zacznie regularnie występować w reprezentacji seniorek. Jej ewentualne sukcesy oraz medale nie będą sensacją o tyle, że trudno je uznać za dzieło przypadku. To byłby efekt misternego planu sprzed lat.

Czytaj więcej

Długa droga na igrzyska

Piłka centralnie planowana

W przypadku Korei Północnej niczego nie można być oczywiście pewnym, ale jest wielce prawdopodobne, że piłkarskie olśnienie mogło nastąpić w 1986 roku, kiedy na Kongresie FIFA w Meksyku Ellen Wille domagała się, aby wreszcie zaczęto poważnie traktować kobiecy futbol. Wille wywalczyła, co chciała, i dzisiaj nazywa się ją matką kobiecego futbolu, ale być może niechcący stała się też matką północnokoreańskiej potęgi. Bo delegaci reżimu wrócili do kraju i szepnęli panującemu wówczas Kim Dzong Ilowi, że to znakomita szansa, aby pokazać się na arenie międzynarodowej. Dyktator uznał zaś, że gra jest warta świeczki.

Powstał detaliczny plan rozwoju kobiecej piłki nożnej. Zaczęła się praca u podstaw, której efekty oglądamy dzisiaj. Wprowadzono treningi dla dziewczynek w szkołach, a skauci przemierzali kraj w poszukiwaniu najzdolniejszych, które następnie trafiały do centralnej akademii, by tam szlifować umiejętności. Nie był to jedynie sportowy awans – dzięki temu wyrywały się z prowincji i panującej tam ponurej, biednej rzeczywistości, trafiając do lepszego świata, jakim jest stołeczny Pjongjang z wieżowcami, dziwacznym, ale jednak imponującym hotelem Ryugyong, stadionem mogącym pomieścić 150 tys. kibiców, a nawet zoo oraz polami golfowymi. Piłkarki dostawały mieszkania, mogły sprowadzić bliskich, ich życie zmieniało się diametralnie. A gdy zostawały reprezentantkami kraju, osiągały gigantyczną popularność. „To gwiazdy, fani je rozpoznają i proszą o autografy” – mówiła Brigitte Weich, austriacka reżyser, która miała okazję wniknąć do świata północnokoreańskich piłkarek i nakręciła o tym dwa filmy.

Kim Dzong Il ogłosił, że w kraju powstanie 18 kobiecych drużyn. Problem polegał na tym, że w tamtym czasie piłka nożna kobiet w Korei Północnej w zasadzie nie istniała, więc trzeba było werbować zawodniczki z innych dyscyplin. Portal North Korea News pisał, że pierwszą kapitan drużyny narodowej została Rim Sun Bong, wcześniej panczenistka. Podobno wcale nie miała ochoty porzucać łyżwiarstwa, ale nie pozostawiono jej wyboru.

Dziś mecze ligowe cieszą się sporym zainteresowaniem. Najbardziej utytułowana drużyna nosi nazwę 25 kwietnia (wzięła się od daty uformowania armii Kim Ir Sena, która walczyła w antyjapońskiej rewolucji) i to w jej barwach występuje na co dzień Choe Il-son. Klub z Pjongjangu podlega pod Ministerstwo Obrony Narodowej, a jego głównym rywalem jest Amnokgang, którym opiekuje się Ministerstwo Bezpieczeństwa. Derby mają więc nie tylko sportowy wymiar. Właścicielami klubów też są inne resorty.

Reprezentacja swój pierwszy międzynarodowy mecz, z Chinkami, rozegrała z 1988 roku. Wyniki przyszły szybko. Już dwa lata później Koreanki zajęły trzecie miejsce podczas igrzysk azjatyckich. Dziś lista ich sukcesów jest już całkiem okazała: trzy Puchary Azji, trzy wygrane w igrzyskach azjatyckich, trzy triumfy w mistrzostwach świata do lat 20 i tyleż w mundialach do lat 17. BBC przypomina, że kiedy podczas mistrzostw świata w 2007 roku seniorska reprezentacja remisowała 2:2 w meczu grupowym z Amerykankami, czyli potęgą kobiecej piłki, Koreanki wyglądały na rozczarowane. Potem odpadły w ćwierćfinale z Niemkami. Zajmowały wówczas piąte miejsce w rankingu FIFA, dziś plasują się na dziewiątym. Może również dlatego, że niepowodzenia nie były i nie są tolerowane. Kiedy w 2004 roku kadra nie zakwalifikowała się na igrzyska olimpijskie, niektóre zawodniczki zmuszono do podjęcia innej pracy. Inne opowiadały, że poddawały się aborcji, uznając, że kadra jest ważniejsza niż rodzicielstwo.

Piorun i lek z piżmowca

W 2011 roku tą rosnącą potęgą wstrząsnął skandal. Zaczęło się od kontroli antydopingowej u dwóch zawodniczek podczas seniorskich mistrzostw świata w Niemczech. Wynik testu okazał się pozytywny. Zdecydowano się więc przetestować całą drużynę. U trzech kolejnych zawodniczek również wykryto obecność rzadkiego rodzaju sterydów. – To szok – ubolewał ówczesny szef FIFA Sepp Blatter. Fakt, był to największy skandal dopingowy w piłce od 1994 roku i głośnej historii Diego Maradony. Tym razem sprawa dotyczyła nieznanych większości kibiców Koreanek, ale już tłumaczenie z Korei Północnej zadziwiło absolutnie cały świat. Za pozytywny wynik miał bowiem odpowiadać tradycyjny lek wytwarzany z gruczołów piżmowca, a mikstura miała zostać podana piłkarkom wtedy, gdy zostały rażone piorunem podczas obozu treningowego.

Śledczy stanęli przed nie lada wyzwaniem i sami przyznawali, że nigdy nie mieli do czynienia z tego rodzaju nielegalnym wspomaganiem. – Ekstrakt z gruczołów piżmowych nie należy do świata dopingu. To był pierwszy taki przypadek – mówił dyrektor medyczny federacji Jiri Dvorak. Ściągnięto więc na pomoc ekspertów Światowej Agencji Antydopingowej (WADA).

Potrzebna była lekcja biologii oraz geografii. Piżmowce żyją na obszernych rejonach Azji, od Syberii po Koreę Północną. Gruczoł jest podobno rozcinany, by wydobyć płyn, który faktycznie bywa stosowany w celach leczniczych. Do wyjaśnienia pozostała więc kwestia pioruna. Przedstawiciele reżimu odmówili jednak podania szczegółowych okoliczności zdarzenia.

FIFA wykluczyła reprezentację z mistrzostw świata w 2015 roku. Zawodniczki Korei Północnej nie dostały się ponadto na kolejny mundial, w 2019 roku, a w 2023 zabrakło ich na turnieju, ponieważ Kim Dzong Un całkowicie zamknął kraj w związku z pandemią Covid-19. Potem, na igrzyskach azjatyckich, jego rodaczki zdobyły srebro, ale nie zakwalifikowały się na igrzyska w Paryżu, bo przegrały baraż z Japonią. To musiało boleć, bo – jak w każdym reżimie – sport w Korei Północnej odgrywa także polityczną rolę. Na zewnątrz wyraża siłę państwa, a w kraju wzmacnia zaufanie do rządzących, będąc narzędziem propagandy. Zwycięstwo na boisku zawsze oznacza przecież także zwycięstwo reżimu komunistycznego.

Dziennikarz James Montague, autor kilku ważnych książek sportowych, towarzyszył reprezentacji Libanu podczas podróży na mecz do Korei Północnej. Potem relacjonował zaś przemówienie Kim Dzong Una. – Sport odgrywa bardzo ważną rolę w umacnianiu siły narodu, dodaje blasku prestiżowi i honorowi kraju, inspiruje ludzi dumą oraz godnością narodową i nasyca całe społeczeństwo rewolucyjnym zacięciem – tłumaczył dyktator, który jest fanem sportu. Podczas studiów w Szwajcarii podobno nieźle grał w koszykówkę i podziwiał Michaela Jordana, a po wielu latach zaprzyjaźnił się z Dennisem Rodmanem. Ekscentryczny koszykarz odwiedzał go w Korei Północnej, namawiał do ocieplenia stosunków z USA, a nawet zaśpiewał publicznie „Sto lat”.

Czytaj więcej

Ogień zapłonął w Japonii

Zatrzymał ich dopiero Eusebio

Z piłką męską już się Koreańczykom nie udało, reprezentacja zupełnie nie liczy się w światowym futbolu. Bodaj tylko jeden epizod z jej historii warto zapamiętać, ale ten jest niezwykły. Piłkarze z Korei Północnej w 1966 roku niespodziewanie zakwalifikowali się bowiem na mundial w Anglii. Skonsternowani gospodarze rozważali, czy w ogóle przyjmować reprezentację reżimu, którego nie uznawali. Na stole była odmowa wydania wiz zawodnikom oraz oficjelom. Działo się to stosunkowo niedługo po wojnie koreańskiej, jej bolesne wspomnienie wciąż było żywe.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych przestraszyło się jednak konsekwencji takiego posunięcia. Autor książki „These Football Times” przytacza w tym kontekście notatkę brytyjskiego MSZ: „Jeśli to zrobimy, konsekwencje mogą być bardzo poważne. Najwyraźniej FIFA dała jasno do zrozumienia FA (brytyjska federacja piłkarska – red.), że jeśli jakakolwiek drużyna, która awansuje do mistrzostw, otrzyma odmowę wiz, finały odbędą się gdzie indziej. To byłaby katastrofa dla FA. Można sobie wyobrazić, co by z tym zrobiły gazety. Zostalibyśmy oskarżeni o wciąganie polityki do sportu, sabotowanie brytyjskich interesów i tak dalej”.

Reprezentacja Korei Północnej przyjechała więc do Anglii i została zakwaterowana w hotelu w Middlesbrough. Niespodziewanie szybko zdobyła sympatię miejscowych kibiców, którzy obserwowali treningi egzotycznych gości – być może dlatego, że grali w czerwonych koszulkach, podobnie jak zawodnicy miejscowego klubu. Kim Ir Sen apelował, żeby piłkarze pokazali ducha Chollimy (mityczny skrzydlaty koń wywodzi się z azjatyckiej mitologii – tak szybki, że nie jest go w stanie dosiąść żaden śmiertelnik, jego efektowny pomnik stoi w Pjongjangu) i ci faktycznie prezentowali się tak, jakby byli owładnięci jego duchem. Biegali niczym opętani, walczyli o każdy metr boiska, nie było dla nich straconych piłek. Co innego jednak treningi, a co innego prawdziwa gra, a w tej Koreańczycy mieli się mierzyć z ZSRR, Chile i Włochami. Nie dawano im szans.

Znalazło to potwierdzenie w pierwszym meczu, gdy przegrali z ZSRR 0:3. Potem zremisowali z Chile i o końcowych rozstrzygnięciach w grupie miał decydować mecz z Włochami, dwukrotnymi mistrzami świata. W drużynie rywali występowali Sandro Mazzola i Gianni Rivera, a Pier Paolo Pasolini – jak przypomina w „Futbolu w słońcu i w cieniu” Eduardo Galeano – mawiał, że ich gra przypomina dobrą prozę przeplataną błyskotliwą poezją.

Wydawało się więc, że wszystko stracone, ale kiedy jeden z włoskich piłkarzy szybko doznał kontuzji i musiał opuścić boisko, faworyci musieli sobie radzić w osłabieniu (w tamtych czasach nie można było dokonywać zmian). Pięć minut przed przerwą Pak Doo-ik trafił zaś do włoskiej bramki. W drugiej połowie Włosi nie wykorzystali żadnej z kilku okazji i sensacja stała się faktem. Triumf, o którym z upodobaniem rozpisywały się angielskie gazety, oznaczał awans Korei Północnej do ćwierćfinału. Tam czekała zaś Portugalia.

Powszechne było przekonanie, że cud dwa razy się nie zdarza. Wierzyli w niego chyba tylko kibice Middlesbrough, którzy w liczbie kilku tysięcy pojechali za swoimi nowymi ulubieńcami do Liverpoolu, gdzie na stadionie Evertonu miało dojść do meczu z Portugalią. Nie minęło 25 minut gry, kiedy na tablicy wyników pojawiło się 3:0 dla Korei Północnej. Wówczas jednak Eusebio pokazał, dlaczego jest geniuszem, bo sam zdobył cztery kolejne bramki. Portugalczycy dołożyli potem jeszcze jednego gola wygrali 5:3. Cóż, jednak cud faktycznie dwa razy się nie zdarza.

Raz, dwa, trzy

Po powrocie do ojczyzny początkowo piłkarze byli traktowani jak bohaterowie, a niektórzy otrzymali najwyższe odznaczenia państwowe, lecz sielanka wkrótce dobiegła końca. Podobno niektórzy zostali zesłani na prowincję za „działalność antyrządową”, inni trafili do obozów pracy i kopalń. Wielu potem zrehabilitowano, a strzelec gola w meczu z Włochami Pak Doo-ik pełnił ważne funkcje w koreańskim sporcie. Dziennikarz Daniel Gordon chciał nakręcić film o niezwykłym występie zawodników z Korei Północnej w angielskim mundialu. Po latach starań uzyskał nawet zgodę na wjazd do kraju. Totalitarne władze uznały, że film o pozytywnym wydźwięku przysłużyłby się ociepleniu wizerunku Korei Północnej. Obraz ukazał się w 2002 roku pod tytułem „The Game of Their Lives”. Kolejny awans na mistrzostwa świata reprezentacja Korei Północnej wywalczyła dopiero w 2010 roku. Piłkarze nie wyszli z grupy i musieli się publicznie ukorzyć przed kierownictwem partii. Obecnie zajmują w rankingu FIFA 111. miejsce.

Czytaj więcej

Indianin nie chce być maskotką. Washington Redskins zmienili nazwę, będą kolejni

Filmem Gordona zainspirowała się wspomniana Weich. Jej fascynacja Koreą Północną narodziła się podczas festiwalu filmowego w Pjongjangu. Spędziła z zawodniczkami pięć lat, towarzyszyła im m.in. podczas Pucharu Azji w 2003 roku, mistrzostw świata w tym samym roku oraz kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w 2004 roku. Efektem był dokument „Hana, dul, sed” (w ubiegłym roku na ekrany wszedł jego sequel „Ned, Tassot, Yossot”). Weich sportretowała w nim cztery piłkarki. Tytuł po polsku brzmiałby „Raz, dwa, trzy”. Wziął się stąd, że – jak tłumaczyła reżyserka – takie słowa najczęściej słyszała podczas zajęć treningowych.

Weich przytoczyła słowa, które usłyszała od swoich bohaterek: „Amerykanki są znacznie wyższe i silniejsze od nas, ponieważ mają dość jedzenia i wiele innych rzeczy, których my nie mamy, ale nasze umysły są tak silne, że nikt się tego nie spodziewa”. Czy to wystarczy, aby nadal podbijać świat futbolu?

W Korei Północnej przywiązuje się do kobiecej piłki ogromną wagę, a rywalkom trudno gra się z przeciwnikiem, który jest kompletną zagadką – wszystkie jego zawodniczki występują przecież na co dzień w szczelnie zamkniętej przed światem ojczyźnie. Rywalizujące w najlepszych klubach świata rywalki są i zapewne zawsze będą krok do przodu. Koreańskie reprezentacje starają się jednak naśladować najlepszych: grają piłką po ziemi i wymieniają jak najwięcej podań, tak jak kiedyś FC Barcelona. To dziś wzór. Manchester United, którego kibicem jest sam Kim Dzong Un, radzi sobie ostatnio znacznie gorzej.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”.

Wiem, że mówi się o zainteresowaniu klubów zagranicznych i chętnie się przeniosę, ale to wielka przyjemność, moja największa, mieć flagę narodową na koszulce. Zawsze jestem zachwycona, kiedy mogę pomóc przynieść chwałę ojczyźnie. Mój honor jest bardzo ważny, ale każda indywidualna nagroda należy nie tylko do mnie, ale do wszystkich zawodniczek drużyny. Najważniejszą rzeczą jest zespół oraz to, że zespół wie, iż możemy zdobyć każdy tytuł, o jaki walczymy – mówiła niedawno Choe Il-son, robiąca ostatnio furorę reprezentantka Korei Północnej.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
„The Outrun”: Wiatr gwiżdże w butelce
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Plus Minus
„Star Wars: The Deckbuilding Game – Clone Wars”: Rozbuduj talię Klonów
Plus Minus
„Polska na odwyku”: Winko i wóda
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Michał Gulczyński: Celebracja życia
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego