No i nie wiem, co napisać, a raczej jak. Może taki początek tekstu nie jest najmądrzejszy, ale piszę to w stanie, który można nazwać „zgłupieniem”. To jest pierwszy stan, po którym pewnie przyjdzie jakiś poważniejszy i adekwatny do tego, o czym chcę napisać. Od razu uprzedzam, że nie będzie to nic ze sfery polityki ani szeroko omawianych zagrożeń. Pozornie jest to temat dotyczący naszych wielkich przodków i pamięci o nich. Bardzo pozornie. Tak naprawdę dotyczy wielkiego zagrożenia, choć w tle głupawa gra komputerowa i jakieś breloczki.
Czytaj więcej
W ten czas zaduszny, czas płomyków na grobach ludzi wierzących i niewierzących w pozagrobowe życie, myślę o Wisławie Szymborskiej.
Wszystko zaczęło się od wpisu prof. Magdaleny Smoczyńskiej w portalu społecznościowym. Jej posty są czytane przez wielu czytelników, bo nie tylko dotyczą istotnych spraw, ale też są pisane wartkim, dowcipnym stylem. Nie miejsce tutaj, żeby się rozwodzić nad jej erudycją i zasługami nie tylko w dziedzinie psycholingwistyki i badań nad mową dziecka, ale też nad wrażliwością społeczną. Warto natomiast wspomnieć, że Magdalena Smoczyńska, córka słynnego Jerzego Turowicza, redaktora naczelnego i twórcy „Tygodnika Powszechnego”, jest osobą postępową, na zdjęciach z wystąpień publicznych można ją zobaczyć w tęczowej apaszce i mimo katolickich związków rodzinnych zadeklarowała odejście z Kościoła.
W pełni zgadzając się z postulatem Magdaleny Smoczyńskiej, uważam, że z Poloniką coś trzeba zrobić. Ogłupianie ludzi i infantylizacja dziedzictwa kulturowego jest rodzajem przestępstwa.
Piszę o tym, żeby czytelnicy odrzucili od razu myśl, że oto ktoś z kręgów konserwatywnych oburza się na to, co nowe i nie do zaakceptowania dla tradycjonalistów. Otóż Magdalena Smoczyńska w swoim wpisie zaalarmowała o zjawisku, w które naprawdę trudno uwierzyć. Przypadek sprawił, że w czasie pobytu w Paryżu znalazła się w Bibliotece Polskiej na wystawie zorganizowanej przez Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą Polonika, powołany w 2016 r. Wystawa miała tytuł „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...” i była poświęcona wielkim Polakom pochowanym na słynnym cmentarzu w Montmorency. Pomijając drobny fakt, że Mickiewicz już tam nie leży, podkreślić trzeba, że tytuł zaczerpnięto ze sceny obrzędu dziadów w sztuce o takim samym tytule. Dodaję to na wszelki wypadek, bo prawdę mówiąc, po tym co przeczytałam, tracę orientację co do zakresu wiedzy nawet czytelników tego felietonu.