Ostatni z pokolenia, które wraz z Karolem Wojtyłą tworzyło obraz polskiego (a od pewnego momentu także i całego) Kościoła, odchodzą. Wanda Półtawska z pewnością jest jedną z tych osób. Bez niej i jej męża, znakomitego filozofa, nie byłoby teologii ciała w znanej nam formie, a teologia seksualności mogłaby wyglądać trochę inaczej. To właśnie Wanda Półtawska odpowiada za ukształtowanie poradnictwa rodzinnego w polskim Kościele, będącego jednym z fundamentów, na których wzniesiono w naszym kraju ruch pro-life. Ponadto interweniowała niekiedy u Jana Pawła II, gdy inne źródła kontaktu i komunikacji zawodziły. Tak miało być np. w sprawie arcybiskupa Juliusza Paetza. I już tylko ten, z konieczności bardzo krótki, opis pokazuje, jak gigantyczny wpływ miała na historię Kościoła w naszym kraju. Ja osobiście nigdy jej nie spotkałem, czytałem jej książki, spotykałem się z ludźmi, których uważała za swoich uczniów, czasem cytowałem, ale nie dane mi było jej poznać. Trudno mi więc mówić i pisać o tym, jakim była człowiekiem. Z rozmów, lektur jej książek, ale i zapisków innych, wyłania się obraz dość niejednoznaczny. Podobno w relacjach bywała trudna, cechowała ją niecierpliwość i apodyktyczność, a koszty jej zaangażowania w różnorodne sprawy ponosiła rodzina, dla której miała niewiele czasu. Przez to, że chciała zmienić Kościół i świat, często była nieobecna w domu. A głębokie doświadczenie prawdy spowodowało, że brakowało jej cierpliwości dla tych, którzy tę prawdę postrzegali inaczej. I dla części z nich bywała naprawdę mało delikatna.