Po 30 latach wolności, której filary budowały wspólnie wszystkie formacje akceptujące posierpniowy ład konstytucyjny, w tym te, które dziś wyznaczają oś sporu o Polskę, doszliśmy do momentu, kiedy racjonalna debata o polityce została zastąpiona negatywnymi emocjami. I czystym, personalnym hejtem, z którego uczyniono wehikuł kampanii w wyborach parlamentarnych 2023 r.
Jeśliby kto nie wiedział, o czym tu piszę, to wyjaśniam. Nie chodzi o to, że istotne problemy Polaków zastępuje się wydumanym referendum, ale o pozycję w centrum kampanii partii rządzącej osoby Donalda Tuska. O ile referendum to jednak tylko silnik mający napędzić narodowy dygot emocjonalny, o tyle z lidera opozycji spin doktorzy Prawa i Sprawiedliwości uczynili karykaturę. Uosobienie wszelkiego zła w polityce, sprawcę wszystkich polskich nieszczęść, a jego wyeliminowanie z polskiej polityki uznano za remedium na większość narodowych bolączek.