Książki powinno się dzielić nie pod względem tego, co jest w nich napisane, do jakiego gatunku należą, ale raczej w jakich okolicznościach bierze się je do ręki, które stany i miejsca przywołują je do siebie. Istniałaby więc wtedy, w tym lepszym, obchodzącym się ze słowem pisanym jak należy świecie, literatura pościelowa – czytana do poduszki; statusowa – stojąca dumnie na honorowym miejscu księgozbioru, ściągana zeń raz na jakiś czas dla wyszukania odpowiedniego cytatu; czy wreszcie – kuzynka gatunku muzycznego, któremu zawdzięcza to miano – literatura chodnikowa, sięgająca swym poziomem bruku, ale też przykuwająca uwagę czytelnika na tyle, że nie opuszcza jego ręki i każe mu sadowić się w różnych dziwnych miejscach, byle tylko dokończyć wątek.