Jan Maciejewski: Świat się poruszył

Jak dotąd nie było to zbyt uciążliwe sąsiedztwo. Rosyjski konsulat po drugiej stronie ulicy wydawał się zanurzony w tej samej sennej atmosferze co cała reszta miasta. Ale od paru dni wszystko się zmieniło. Co wieczór odbywają się tu protesty, chodnik pokryły metalowe barierki, a niemal wszystkie przejeżdżające pod oknem samochody trąbią na znak solidarności z Ukrainą i sprzeciwu wobec rosyjskiej agresji.

Publikacja: 04.03.2022 17:00

Jan Maciejewski: Świat się poruszył

Foto: AFP

A ja co wieczór staję przed wyzwaniem, któremu nie potrafię sprostać. Jak wytłumaczyć dzieciom, co tak naprawdę się zmieniło? Jak, nie okłamując ich ani siebie, nazwać nie tylko to, co się wydarzyło, co ma miejsce w tej chwili, ale też to wszystko, czego jeszcze nie widać; świata, który nadciąga? O czym krzyczą ci wszyscy ludzie za oknem, przed czym odgradzają metalowe barierki? I nie chodzi już nawet o to, jak bardzo pozbawionym treści słowem jest w uszach dzieci urodzonych pod sam koniec końca historii „wojna". Ale też bezsilność, którą czuję wobec nich, potrafi być trzeźwiąca. Jest w niej chyba więcej treści niż we wszystkich emocjonalnych wpisach w mediach społecznościowych, sprawozdaniach z frontu, doniesieniach o kolejnych spadających na Rosję sankcjach czy na Ukrainę pociskach. Nie było jeszcze chyba nigdy wojny spowitej tak gęstą mgłą. W epoce Twittera i telewizji informacyjnych każdy jest na froncie. I mało kto rozumie cokolwiek z tego, co się dzieje.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Daleko od Perejasławia

Wyłączam telefon, odcinam się od potoku zdjęć i doniesień, siadam obok ich łóżek i próbuję wydobyć z siebie słowo. Pamiętając, że dzieci są bardziej odporne na dezinformację niż jakakolwiek inna „grupa docelowa". Nie kupią byle ściemy. Od razu rozpoznają zdania, w których próbuje się coś przed nimi ukryć, podkoloryzować albo zaczernić obraz sytuacji.

Świat się poruszył i nie wiadomo, w którą pójdzie stronę. On jest jak zwierzę, pies albo kot, które dotąd niespokojnie spało. Czasem machnął łapą przez sen, innym razem odpędził się od muchy, która chodziła mu po nosie. Przewracał się z boku na bok, ale leżał w tym samym miejscu. A teraz otworzył oczy i właśnie zaczął się przeciągać. My zaś siedzimy na jego grzbiecie, trzymamy się kurczowo tego fragmentu sierści, na którym nas umieszczono i próbujemy nie spaść. Są też tacy, którym wydaje się, że potrafią zagrać światu na nosie. Skaczą mu tuż nad pyskiem i przed oczami. Wydaje im się, że pokierują jego krokami, a tak naprawdę usadowili się w miejscu, z którego najłatwiej jest spaść. Im bardziej są pewni siebie, tym szybciej polecą głową w dół.

Świat się poruszył i nie wiadomo, w którą pójdzie stronę. On jest jak zwierzę, pies albo kot, które dotąd niespokojnie spało. Czasem machnął łapą przez sen, innym razem odpędził się od muchy, która chodziła mu po nosie. Przewracał się z boku na bok, ale leżał w tym samym miejscu. A teraz otworzył oczy i właśnie zaczął się przeciągać. 

Wiecie, dzieci, niedaleko nas trwa wojna. Płonie ogień, umierają ludzie. To dlatego ci państwo za oknem krzyczą i trąbią. Ale oni krzyczą też o czymś jeszcze, z czego chyba nie zdają sobie sprawy. Opowiadają nie tylko o tym, co się dzieje, ale też o rzeczach, które dopiero mają nadejść. Krzyczą, bo są źli i dlatego że się boją. Bo kiedy świat wyrusza na kolejny ze swoich wielkich i strasznych spacerów, najgorsze nie jest to, że ziemia kołysze się pod nogami w rytm jego kroków, tylko że nie wiadomo, dokąd idzie. Gdzie nas zaniesie. To dlatego wszyscy mieliśmy nadzieję, że zasnął na dobre. Nuciliśmy mu różne kołysanki, opowiadaliśmy bajki na spokojny sen.

Świat to bezpańskie zwierzę. Kiedyś, bardzo dawno temu, zerwał się ze smyczy i od tej pory błąka się i warczy na tego, kto próbuje go pogłaskać. I ma rację, będąc podejrzliwym, tyle razy już się rozczarował.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Co wyobraża sobie Pekin

Ale wiecie, najważniejsze, że jego pan nie przestał go nigdy szukać. Bardzo chce, żeby wrócił do domu. Przyjdzie kiedyś taki dzień, że wreszcie się spotkają. W całym domu zapalą się światła, świat skoczy swojemu panu w objęcia, obliże mu dłonie i obaj będą płakać z radości. I od tej pory będą już zawsze razem. Kiedy to będzie? Niedługo, szybciej, niż się wam wydaje. Może jutro rano? Śpijcie spokojnie.

A ja co wieczór staję przed wyzwaniem, któremu nie potrafię sprostać. Jak wytłumaczyć dzieciom, co tak naprawdę się zmieniło? Jak, nie okłamując ich ani siebie, nazwać nie tylko to, co się wydarzyło, co ma miejsce w tej chwili, ale też to wszystko, czego jeszcze nie widać; świata, który nadciąga? O czym krzyczą ci wszyscy ludzie za oknem, przed czym odgradzają metalowe barierki? I nie chodzi już nawet o to, jak bardzo pozbawionym treści słowem jest w uszach dzieci urodzonych pod sam koniec końca historii „wojna". Ale też bezsilność, którą czuję wobec nich, potrafi być trzeźwiąca. Jest w niej chyba więcej treści niż we wszystkich emocjonalnych wpisach w mediach społecznościowych, sprawozdaniach z frontu, doniesieniach o kolejnych spadających na Rosję sankcjach czy na Ukrainę pociskach. Nie było jeszcze chyba nigdy wojny spowitej tak gęstą mgłą. W epoce Twittera i telewizji informacyjnych każdy jest na froncie. I mało kto rozumie cokolwiek z tego, co się dzieje.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS