A ja co wieczór staję przed wyzwaniem, któremu nie potrafię sprostać. Jak wytłumaczyć dzieciom, co tak naprawdę się zmieniło? Jak, nie okłamując ich ani siebie, nazwać nie tylko to, co się wydarzyło, co ma miejsce w tej chwili, ale też to wszystko, czego jeszcze nie widać; świata, który nadciąga? O czym krzyczą ci wszyscy ludzie za oknem, przed czym odgradzają metalowe barierki? I nie chodzi już nawet o to, jak bardzo pozbawionym treści słowem jest w uszach dzieci urodzonych pod sam koniec końca historii „wojna". Ale też bezsilność, którą czuję wobec nich, potrafi być trzeźwiąca. Jest w niej chyba więcej treści niż we wszystkich emocjonalnych wpisach w mediach społecznościowych, sprawozdaniach z frontu, doniesieniach o kolejnych spadających na Rosję sankcjach czy na Ukrainę pociskach. Nie było jeszcze chyba nigdy wojny spowitej tak gęstą mgłą. W epoce Twittera i telewizji informacyjnych każdy jest na froncie. I mało kto rozumie cokolwiek z tego, co się dzieje.
Czytaj więcej
Geopolityka, ta ostatnimi czasy najmodniejsza z internetowych nauk, okazuje się być dziedziną niezbyt ścisłą.
Wyłączam telefon, odcinam się od potoku zdjęć i doniesień, siadam obok ich łóżek i próbuję wydobyć z siebie słowo. Pamiętając, że dzieci są bardziej odporne na dezinformację niż jakakolwiek inna „grupa docelowa". Nie kupią byle ściemy. Od razu rozpoznają zdania, w których próbuje się coś przed nimi ukryć, podkoloryzować albo zaczernić obraz sytuacji.
Świat się poruszył i nie wiadomo, w którą pójdzie stronę. On jest jak zwierzę, pies albo kot, które dotąd niespokojnie spało. Czasem machnął łapą przez sen, innym razem odpędził się od muchy, która chodziła mu po nosie. Przewracał się z boku na bok, ale leżał w tym samym miejscu. A teraz otworzył oczy i właśnie zaczął się przeciągać. My zaś siedzimy na jego grzbiecie, trzymamy się kurczowo tego fragmentu sierści, na którym nas umieszczono i próbujemy nie spaść. Są też tacy, którym wydaje się, że potrafią zagrać światu na nosie. Skaczą mu tuż nad pyskiem i przed oczami. Wydaje im się, że pokierują jego krokami, a tak naprawdę usadowili się w miejscu, z którego najłatwiej jest spaść. Im bardziej są pewni siebie, tym szybciej polecą głową w dół.