Dlatego tak ważne jest, by dostrzegać tych, którzy w putinowskim reżimie mają odwagę protestować, narażając się na aresztowanie i więzienie, a przynajmniej na utratę pracy i możliwości działania. Zacząć wypada od 6824 (stan na środę) Rosjan, których już zamknięto po protestach na ulicach miast. Ale trzeba dostrzec też dziennikarzy, którym uniemożliwiono pracę, bo informowali o tym, co dzieje się na Ukrainie. I naukowców, którzy podpisali się pod apelami do prezydenta. To są ludzie, którzy teraz dają świadectwo, że Rosja to nie Putin. Należy też wspomnieć o liście do Władimira Putina podpisanym przez ponad 200 (w momencie gdy piszę ten tekst) prawosławnych duchownych. List ten zawiera odniesienia także do „dnia sądu" i „wiecznego cierpienia", które nadejdzie na tych, którzy wydają zabójcze rozkazy, a jednocześnie przystępują do Eucharystii. „Przypominamy, że krew Chrystusa przelana przez Zbawiciela za życie świata zostanie przyjęta w celebracji Komunii Świętej przez tych, którzy wydają mordercze nakazy, nie jako życie, ale jako wieczne cierpienie" – napisali. Ten dokument jest o tyle ważny, że patriarcha Cyryl w pełni popiera Putina, a dotąd za najmniejszą krytykę władz rosyjskich wyrzucano duchownych z parafii i uniemożliwiano im pracę nawet w innych Cerkwiach (w tym w Polsce). Warto docenić odwagę tych duchownych.