Niemniej jego koronacja, choć w tak młodym wieku, była najpoważniejsza z poważnych, a bożym pomazańcem zostaje się na całe życie. Nigdy też nie abdykował; zgodnie więc z faktami królem jest do dziś. Tyle że bez królestwa, bo jego ojczyzna od dobrych 70 lat ma ustrój republikański.
Fascynuje jego magnetyczna, choć nienarzucająca się osobowość. Jest bardzo miłym i kulturalnym człowiekiem. Kompletnie nie wyczuwa się w nim żadnej oschłej monarszej pozy. Skraca dystans, jest uśmiechnięty, zdobywa rozmówcę żartem i serdecznością. Ale czuje się zarazem, że jest kimś z innego świata, możliwe, że ma w sobie jakąś aurę, która jest dostępna tylko nielicznym. Czyżby to ów powiew pomazania świętymi olejkami? Nie wiem, zbyt rzadko spotykałem w życiu głowy koronowane. Oczywiście skłamałbym, gdybym napisał, że nie zrobiło na mnie wrażenia, iż rozmawiam z królem. Było to niewątpliwie bardzo wyjątkowe przeżycie. Jednak nie to zaprowadziło mnie w progi jego willi, przy bocznym skrzydle letniego pałacu carów Bułgarii Wrana pod Sofią. Dużo bardziej fascynowała (i wciąż fascynuje) mnie historia, której doświadczył. Jedna z najdziwniejszych figur, jakie mógł wymyśleć duch XX wieku dla głowy koronowanej, istne salto mortale w zamyśle wiecznego dyrygenta ludzkich losów.