O tym, z jakimi oponentami musiał zmierzyć się Donald Trump, wiele już pisano. Miał przeciwko sobie mainstreamowe media, nagłaśniające każdy prawdziwy, ale i wydumany skandal. Przeciw był nieomal cały polityczny Waszyngton, a także większość liderów biznesu. Dla nich status quo to idealny sposób na robienie dużych pieniędzy dzięki ścisłej współpracy „wielkiego biznesu" z rozdętą, pełną regulacji rządową biurokracją. Popierała go „milcząca większość", czyli „zapomniani ludzie" – klasa średnia, „niebieskie kołnierzyki", czyli pracownicy produkcyjni i administracyjni niższego szczebla, żyjący od wypłaty do wypłaty, ludzie pracujący za płacę o coraz mniejszej sile nabywczej. Miażdżeni przez ostatnie lata rosnącymi podatkami i opłatami, zwolnieniami z pracy, utratą zakorzenienia w lokalnych społecznościach, które znikają, mielone w żarnach globalnej gospodarki. To dzięki ich poparciu Donald Trump 20 stycznia 2017 r. złoży przysięgę i zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych.