Tekst jest świetnie napisany i bardzo wyważony. Czytelnicy „Wyborczej" w komentarzach nie zostawiają na autorce suchej nitki, choć przecież prowadzi ona właśnie upragniony dialog, którego wszyscy tak się domagają.
Zostałam niedawno zaproszona na debatę, której bohaterami byli przywódcy partii opozycyjnych albo ich istotni przedstawiciele. Szybko okazało się, że do porozumienia nie dojdą. Nie było tam woli walki o instytucje, takie jak sądy i Trybunał. Uczestników dyskusji nie bolały kwestie, które wyciągają na ulice protestujących ludzi. Istotne są z ich punktu widzenia tylko trzy postulaty: rozdział Kościoła od państwa, legalizacja aborcji i związków homoseksualnych. Obecna tam Barbara Nowacka chętnie i często powtarzała slogan: „po prostu rozmawiajmy". Na to wstała kobieta z widowni. Stwierdziła, że jest gorliwą uczestniczką czarnych marszów, ale za dużo w nich wątków, które sprowadzają się, jak to określiła, „do macicy". A one nie chodzi przecież na te demonstracje tylko w tej sprawie. Odpowiedź Barbary Nowackiej brzmiała: tak będzie nadal, bo tak czasem być musi. A więc nie ma rozmowy. Jest tylko jedna słuszna droga.