Wszystkie dane pokazują dynamiczne spadki. Mniej jest zakonników, sióstr zakonnych i księży, dramatycznie spadła liczba kleryków w seminariach i nowych kandydatek do zgromadzeń żeńskich. To wszystko będzie się odbijać czkawką przez kolejne dziesięciolecia, a proces odchodzenia duchownych i sióstr ze stanu duchownego i zakonów tylko przyspiesza. Mniej jest także – i to jest jeszcze groźniejsze – bierzmowanych (spadek o ponad jedną trzecią), zawierających małżeństwo (o ponad jedną czwartą) i ochrzczonych (spadek o 16 proc.). Wszystkie te dane próbuje się oczywiście tłumaczyć obostrzeniami, utrudnieniami i covidem, ale choć nie sposób nie uwzględniać pandemii w analizach, to trudno nie dostrzec, że jest ona nie tyle przyczyną owych zjawisk, ile katalizatorem, elementem przyspieszającym to, co i tak by się wydarzyło.
Czytaj więcej
Decyzja o braku jakichkolwiek działań w czasie czwartej fali pandemii, nawet jeśli ma zrozumiałe...
Istotą zmiany jest zaś zupełnie coś innego. Wyraźny spadek liczby bierzmowanych (a mówią o nim również księża w parafiach, szczególnie w większych miastach) oraz zmniejszająca się liczba zawieranych małżeństw potwierdzają dane dotyczące błyskawicznej laicyzacji ludzi młodych. I nie jest to już laicyzacja płytka, związana z poszukiwaniem własnej drogi, z czasowym luzowaniem więzi z Kościołem, ale głęboka. Rytuały kościelne przestały być im już potrzebne, a modele życia, które – nie tylko religijnie, ale i społecznie – były czymś oczywistym, przestały takie być. Spadek liczby ochrzczonych dzieci pokazuje zaś tylko, że proces ten będzie się pogłębiał, bo ukazuje, że dla pewnej liczby rodziców nawet nacisk rodziny nie jest argumentem za tym, by dziecko ochrzcić, oni sami nie mają już więzi z Kościołem (a może nawet związanych z nim wspomnień), a ich dzieci będą wychowane całkowicie poza kontekstem religijnym.
Istotą zmiany jest zaś zupełnie coś innego. Wyraźny spadek liczby bierzmowanych (a mówią o nim również księża w parafiach, szczególnie w większych miastach) oraz zmniejszająca się liczba zawieranych małżeństw potwierdzają dane dotyczące błyskawicznej laicyzacji ludzi młodych.
To, co na razie dzieje się głównie w dużych miastach, powoli będzie dotykać także mniejszych ośrodków. Znaczenie dziedziczonej religijności, choć wciąż jest ona istotna, będzie w nadchodzących latach spadać i z tym zjawiskiem także będzie się trzeba mierzyć. Jak to zrobić? Wydaje się, że drogę wskazuje Franciszek, proponując synodalność na poziomie parafii, dekanatu, diecezji. Pierwszym krokiem na tej synodalnej drodze, o czym mocno przypomina papież, jest słuchanie. Bez wsłuchania się w głos tych, którzy odchodzą z Kościoła, bez uważnego przeanalizowania ich argumentów, emocji, przekonań nie będziemy wiedzieć, jak odpowiedzieć na proces laicyzacji. Utyskiwanie, gromienie, utwierdzanie przekonanych nie da nam koniecznych odpowiedzi i nie pozwoli sformułować diagnozy. Sztuka słuchania pozostanie dla nas kluczowa na najbliższe lata. Jeśli się jej nie nauczymy, to proces pustoszenia Kościoła będzie tylko przyspieszał. A i tak jest błyskawiczny.