Rok temu uzyskaliście wyróżnienie w konkursie Orzeł Innowacji za innowacyjne rozwiązanie technologiczne dla osób z zaburzeniami mowy, oparty na sztucznej inteligencji zaawansowany system wspomagający komunikację głosową. Jak rozwijacie swoje rozwiązanie?

To była intensywna praca. Zdefiniowaliśmy pierwsze grupy docelowe produktu. Na początku zaczynaliśmy od wielkiej wizji, że rozwiążemy wszystkie problemy jednym rozwiązaniem. Okazało się jednak, że każdy rodzaj mowy charakteryzuje się innego rodzaju problemami. Zdefiniowaliśmy dwie grupy – jedną z nich są np. pacjenci z chorobą Parkinsona - do których najpierw skierujemy rozwiązanie. Zadecydowaliśmy też, że rozwiązanie chcemy wprowadzić na rynek szybciej. Dlatego wprowadzamy aplikację konwertującą mowę, która będzie uruchomiana na telefonie. To nie jest jeszcze nasze docelowe rozwiązanie, ale stawiamy pierwszy krok, żeby wejść na rynek. Zaczynamy testować rozwiązanie z użytkownikami już w kwietniu w Polsce i w maju w Stanach Zjednoczonych.

Rok temu podczas wręczania nagród Orła Innowacji rozwiązanie było jeszcze w fazie zaawansowanego prototypu.

Rzeczywiście – ale teraz wprowadzamy rozwiązanie oparte na aplikacji, żeby nauczyć się, jak ludzie tego używają, czego potrzebują. Jak to rozwiązanie funkcjonuje w różnych sytuacjach. Nawet kiedy pojawią się uwagi od klientów, że trzeba coś naprawić, to będziemy bardzo zadowoleni. To znak, że ktoś kupił nasze rozwiązanie i zaczął go używać.

Jaki udział ma w waszym rozwiązaniu rozwiązaniu sztuczna inteligencja?

W warstwie konwersji mowy przez wiele lat funkcjonowały modele nie oparte o uczenie maszynowe. Takie pojawiły się dopiero niedawno. Jednak problemem jest czasochłonność procesów konwersji na zewnętrznych serwerach. Dlatego staramy się przenieść modele sztucznej inteligencji na urządzenia lokalne. To pozwoli na znacznie szybszą zmianę głosu.

Jak jest z finansowaniem państwa przedsięwzięcia? Czy widzicie zainteresowanie ze strony inwestorów?

Jest zainteresowanie, natomiast na razie jeszcze nie podpisaliśmy żadnej umowy inwestycyjnej. Jesteśmy na etapie pozyskiwania kapitału. Sporo czasu i energii poświęciliśmy na pozyskanie grantów rządowych. Jesteśmy w procesie realizacji takich dwóch grantów, nauczyliśmy się procesu dokumentacji, przygotowania procedur. Z tym, że rozliczenie tych grantów często jest bardziej kosztogenne niż same benefity. Przestawiamy się więc na finansowanie prywatne, od jakiegoś czasu mieszkami w USA i staram się poruszać w kręgach, gdzie pozyskiwanie kapitału jest trochę łatwiejsze. Również kapitału wysokiego ryzyka, bo jednak w Europie mamy bardziej konserwatywne podejście do inwestycji.

Ale to paradoks - przecież państwa rozwiązanie ma pomóc ludziom z zaburzeniami mowy, więc powinna tutaj istnieć możliwość wsparcia instytucjonalnego.

Często dostajemy deklaracje wsparcia, na przykład od ministerstwa zdrowia, otrzymujemy nagrody i wyróżnienia. Natomiast często te procesy mogą być nawet zablokowane poprzez papierologię, nadmierne kontrole. To niestety bardzo smutne. Jako patriocie ciężko mi na sercu, że nie możemy zaczynać wyłącznie na polskim rynku. Jednak pozyskiwanie kapitału, nawet rządowego, jest łatwiejsze na rynku amerykańskim.

Czy finansowanie było jedyną przyczyną podziału projektu między Polskę i Stany Zjednoczone?

Były jeszcze inne powody. Rynek urządzeń medycznych jest większy w Stanach Zjednoczonych. Łatwiej jest zacząć jeśli chodzi o certyfikację. Mimo tego, że koszty obsługi prawnej w Stanach są wysokie, to procedura wprowadzenia urządzenia medycznego na rynek w Unii Europejskiej jest dużo trudniejsza, bardziej czasochłonna i kosztochłonna. Rynek w USA jest również bardziej gotowy na takie rozwiązania jak nasze pod względem kulturowym. Noszenie mikrofonu przy sobie jest czymś naturalnym dla ludzi w Stanach. A w Polsce przyjmowanie w przestrzeni publicznej różnych rodzajów symboli niepełnosprawności często nie wygląda najlepiej.

Jakie dalsze plany po fazie testowej produktów?

Zbieranie doświadczeń, ale też zbieranie pieniędzy. Dotychczas rozwijamy produkty z własnych pieniędzy i z pieniędzy, które sami pozyskaliśmy. To też pokazuje naszą wiarę w ten projekt. Natomiast teraz jesteśmy na etapie, kiedy już musimy zebrać rundę finansowania. Potrzebujemy 400-500 tys. dolarów na dopięcie aplikacji i wprowadzenie jej na rynek.