Nie zaskakują najnowsze dane pokazujące, że coraz więcej sędziów odchodzi w stan spoczynku, gdy tylko uzyskają do tego uprawnienia. Bowiem atmosfera wokół Temidy się nie polepsza. Trwają próby jej reformowania, ale przecież żadna reforma się nie uda, jeśli robi się ją wbrew środowisku, które ma objąć – a tak jest ze środowiskiem sędziów.
Czytaj także: Nie chcą już orzekać i masowo odchodzą z zawodu
To fakt: procesy nie idą sprawnie, a sąd często nie umie komunikować stronom, czemu wygrały lub przegrały. Stąd wiele nieporozumień. Sąd musi stosować prawo takie, jakim jest, ciągle zmieniane i wewnętrznie sprzeczne. Rozstrzygać spory i o miedzę, i o grube miliony. Skazywać winnych, a niewinnych od winy uwalniać. I zawsze przekonująco uzasadniać, dlaczego wyrok jest taki, a nie inny.
Rządzący nie ułatwiają sędziom życia, a ich potknięcia chętnie eksponują w walce politycznej. Sędziowie nie pozostają dłużni i gdy mogą, wbijają szpilki ustawodawcy i rządowi. Wcale się nie dziwię, ale chcę wierzyć, że pozostają przy tym powściągliwi – jak nakazują przepisy. Nie wszyscy potrafią, więc wielu młodych sędziów zazdrości starszym kolegom możliwości zdjęcia łańcucha.
Trudno bowiem być powściągliwym w dobie reform, po których sąd będzie już inny niż ten, jaki znaliśmy. Wbrew temu, co próbuje się wmówić opinii publicznej, w większości jest on bowiem sprawiedliwy. Owszem, w oczy rzucają się jednostkowe w sumie przypadki, gdy wyrok budzi dyskusje czy nawet protesty, ale w skali milionów postępowań prowadzonych każdego roku przez prawie 10 tys. sędziów to naprawdę margines marginesów.