Do mnie trafiają wszystkie te sprawy, w których wojewódzcy konserwatorzy zabytków nie chcą wydać zgody, a właściciele nieruchomości mają odmienne zdanie. Problemy są bardzo różne. Remont i utrzymanie zabytku kosztują więcej aniżeli utrzymanie współczesnego budynku. Dobrym i często występującym przykładem są okna. Konserwatorzy pozwalają je zmienić na nowoczesne, ale tylko na drewniane o odpowiedniej historycznej formie, a te są droższe od plastikowych i to się właścicielom nie podoba. Zresztą wiele konfliktów na linii właściciel zabytku – służby konserwatorskie wynika z tego, że właściciele chcą remontować funkcjonalnie i tanio, a to jest niedopuszczalne ze względów konserwatorskich. Proszę pamiętać, że decyzja konserwatorska ma charakter uznaniowy. To wcale nie znaczy, że jest decyzją dowolną, na co uczulam wszystkich wojewódzkich konserwatorów zabytków. Cała trudność polega na tym, iż każdy wypadek trzeba rozstrzygać indywidualnie, bo obiekt obiektowi nierówny. W każdej decyzji konserwator musi rozstrzygać, jak mają być wykonane schody, ściany, dach, okna.
Już wkrótce wejdzie w życie nowelizacja prawa budowlanego. Przewiduje ona, że wszystkie roboty budowlane dotyczące przestrzeni zabytkowej będą wymagały zgody konserwatora. Czy pana zdaniem zmiana ta nie zwiększa nadmiernie zakresu ochrony? Czy wzrośnie liczba niepotrzebnych spraw administracyjnych?
Nie ma pani racji. Nowe prawo budowlane bowiem znosi obowiązek uzyskiwania w wielu wypadkach pozwoleń na budowę. Efekt będzie taki, że w wielu wypadkach inwestor nie będzie załatwiał żadnych formalności. Tymczasem prawo budowlane obecnie przewiduje, że tam, gdzie jest wydawane pozwolenie na budowę dla zabytku, potrzebna jest zgoda konserwatora. Gdyby krytykowanego przez panią przepisu nie było, powstałaby luka w przepisach i konserwatorzy straciliby kontrolę nad zabytkami.
Konserwatorzy zabytków, z którymi rozmawiałam, narzekają, że są zasypywani wnioskami o wyrażenie zgody, nie są więc w stanie przeznaczyć na daną sprawę tyle czasu, ile by chcieli. Gonią ich bowiem terminy z kodeksu postępowania administracyjnego. Jakość tych decyzji jest więc różna, bo są wydawane w pośpiechu.
Problem pojawił się w czerwcu 2010 r. Wtedy to weszły w życie zmiany do ustawy o ochronie zabytków dotyczące gminnej ewidencji zabytków. Wcześniej w wypadku zabytków do niej wpisanych, a niefigurujących w rejestrze, nie trzeba było mieć uzgodnienia konserwatora zabytków. Po tej dacie to się zmieniło. Każdy obiekt wpisany do gminnej ewidencji zabytków, nawet gdy nie widnieje w rejestrze zabytków, musi mieć uzgodnienie dla planowanych przy nim prac. Ustawodawca wprowadził taką zmianę nie bez powodu. Chciał chronić zabytki. W latach 2005–2006 masowo traciły bowiem ważność miejscowe plany. I wiele zabytków nimi objętych przestałoby po prostu istnieć. Efekt jest taki, że liczba spraw, jaka zaczęła wpływać do konserwatorów, nagle wzrosła i stąd problemy, o których pani wspomniała. Liczby mówią same za siebie. W rejestrze zabytków widnieje bowiem 68 tys. zabytków, a w gminnych ewidencjach ponad 600 tys., prawie dziesięć razy więcej. Wiele też obiektów wpisanych do ewidencji to domy mieszkalne.